W każdym razie obchodzimy trzecią miesięcznicę od kiedy nie ma z nami jednego z naszych psów.
Daisy nie żyje ale piętno które odcisnęła na krajobrazie naszej działki i okolicznych łąk pozostanie jeszcze długo widoczne.
Gdyby nie padła na raka to by była chyba pierwszą ofiarą Karoshi w naszym powiecie. To ile potrafiła spędzić godzin na kopaniu dziur i z jakim zaangażowaniem "pracowała" to my tylko wiemy.
Zdjęcie z czasów budowy, 2008 rok. |
Kolejne z 2008 roku, z brudnym od ziemi nosem. |
Wydaje mi się, że to jest ostatnie zdjęcie naszego Dejziarza. |
No i prawie jak co roku mamy nowe nieswoje kocięta do rozdania :)
Szkoda suńki. :(
OdpowiedzUsuńDobrze że w tamtym roku po eskapadzie odnalazła drogę do domu i mogła spędzić pozostały jej czas przy rodzinie.
To prawda, a tak swoją drogą to powinienem był o tym wspomnieć bo jej powrót był na prawdę niezwykłym wyczynem.
UsuńPrzez całe lata wydawało nam się, że ona żyje sobie na naszej posesji ale jest jakby obok, wracając po tak długim czasie pokazała na czym jej w życiu zależy najbardziej, że jesteśmy dla niej ważni.
Przykre są chwile, gdy milknie stukot psich pazurów na domowej podłodze.
OdpowiedzUsuńWażne, że miała z Wami dobre psie życie.
A drzwi wykluwają się ciekawe.
Mam nadzieję zobaczyć efekt!
Rzeczywiście chyba miała z nami dobrze :)
UsuńJak już zamontuję te drzwi to na pewno pokażę na blogu.
Pozdrawiam, Tomek.