Trudno jest napisać coś znaczącego, na pewno nie stworzę swoim blogiem strzelistego aktu. Będą tu zawarte moje spostrzeżenia, głupie myśli oraz inne takie tam. Ogólnie to subiektywna "relacja z życia" widziana po mojemu.
piątek, 22 maja 2015
poniedziałek, 18 maja 2015
Post majowy.
Czas płynie i trochę za nim nie nadążam. To znaczy, może w rzeczywistości wszystko ma swoją kolejność, natomiast w blogu chciałbym nieraz o czymś napisać ale to odkładam na później. Potem trzeba pisać swego rodzaju podsumowania. W sumie nie będzie to fajny początek podsumowania.
Stało się tak, że pewnego popołudnia Aneta zobaczyła psa w naszej piwnicy - nowego, takiego którego nie mamy. To niezwykłe ale jakimś cudem on tam się znalazł, zapewne wszedł gdy zostawiłem otwarte drzwi podczas spaceru z naszymi psami o poranku. Nasze psy po powrocie przywiązałem przy budach, a przechodząc przez piwnicę nie zauważyłem jego obecności. Aneta po kilku godzinach schodząc do piwnicy go wypatrzyła, a właściwie na niego wpadła. Zadzwoniła do mnie, przyjechałem z zakładu. Jak się okazało to był nasz Pepa ze stogu.
Pepa wyglądał strasznie, był w fatalnym stanie, coś mu się stało w pyszczek, nie mogliśmy dokładnie wypatrzeć bo skulił się w koncie piwnicy. Przez mienione kilka dni zauważyłem, że jedzenie które mu wykładam przy stogu nie jest wyjadane do końca lub jest rozrzucone koło miski. W sumie to było bardzo poruszające ponieważ odczuliśmy pojawienie się tego pieska jako jego wołanie o pomoc. Przez tyle miesięcy , to jest od września zeszłego roku nas unikał, bał się i nigdy nie pozwolił się zbliżyć. W ostateczności jednak do nas przyszedł. W sumie nie wiedzieliśmy za bardzo co zrobić, a że już wcześniej w sprawie tego psa kontaktowaliśmy się ze strażą miejską to postanowiliśmy do nich zadzwonić o pomoc. Przyjechali, wydłubali Pepę z zakamarka w którym się zaszył i zawieźli do umówionego lekarza weterynarii. Podczas gdy wspólnie wyciągaliśmy go z ukrycia można było się przyjrzeć, że piesek ma złamaną dolną szczękę. Strażnicy zasugerowali, że mógł go potrącić samochód.
Niestety na koniec w przychodni okazało się, że Pepa ma nie tylko złamaną szczękę ale także martwicę na języku. Nawet gdyby mu próbować amputować szczękę którą nie dało się leczyć to mógłby przeżyć bo ponoć były takie przypadki, że psy potrafiły żyć pochłaniając miękkie jedzenie jedynie językiem. Niestety martwy język to wyrok śmierci i jedyne co można było zrobić to go uśpić żeby skrócić cierpienia.
Szkoda, że nie przyszedł do nas wcześniej ale w każdym razie trzeba mu przyznać, że próbował żyć po swojemu.
To już ponad dziesięć dni od kiedy wydarzyła się ta historia z Pepą, trochę to przeżyliśmy, bardzo nas wszystkich w rodzinie poruszyło to co się stało, że on jednak widział w nasz kogoś kto może mu pomóc. Przykre bardzo było to, że tej pomocy nie dało się jemu udzielić.
Mimo wszystko życie toczy się dalej, maj się zielni i zakwita, jest już na tyle ciepło i pada tyle deszczu, że trawa nam rośnie na potęgę. Można wreszcie wyjść na dłuższe spacery w pola aby się tym wszystkim po zimie nacieszyć.
W tak zwanym międzyczasie Fuks doczekał się swojej budy i teraz psie osiedle nabrało nowego wymiaru. W sumie Fuks to na prawdę szczęściarz, że tak od razu dostał w zasadzie najlepszą budę.
Wczorajszej soboty zorganizowaliśmy wielkie koszenia traw. To już któreś kolejne koszenia, zwłaszcza od frontu kosiliśmy częściej żeby było ładnie. Ale z tyłu za budynkiem na łące na której królują krety trawa nie była koszona i urosła taka wysoka, że w zasadzie nadaje się na siano. Jako, że mamy pewne plany to to siano postanowiłem pozyskać. Dzisiaj przy niedzieli prawie przez dwie godziny przerzucałem pokos żeby trawa mogła lepiej schnąć, mam nadzieję, że nie wydarzą się deszcze które w tym mocno przeszkodzą. I że po kilku dniach przewracania siana wszystko zakończy się ładnym zbiorem.
Na koniec jeszcze kilka majowych obrazków.
Stało się tak, że pewnego popołudnia Aneta zobaczyła psa w naszej piwnicy - nowego, takiego którego nie mamy. To niezwykłe ale jakimś cudem on tam się znalazł, zapewne wszedł gdy zostawiłem otwarte drzwi podczas spaceru z naszymi psami o poranku. Nasze psy po powrocie przywiązałem przy budach, a przechodząc przez piwnicę nie zauważyłem jego obecności. Aneta po kilku godzinach schodząc do piwnicy go wypatrzyła, a właściwie na niego wpadła. Zadzwoniła do mnie, przyjechałem z zakładu. Jak się okazało to był nasz Pepa ze stogu.
Pepa wyglądał strasznie, był w fatalnym stanie, coś mu się stało w pyszczek, nie mogliśmy dokładnie wypatrzeć bo skulił się w koncie piwnicy. Przez mienione kilka dni zauważyłem, że jedzenie które mu wykładam przy stogu nie jest wyjadane do końca lub jest rozrzucone koło miski. W sumie to było bardzo poruszające ponieważ odczuliśmy pojawienie się tego pieska jako jego wołanie o pomoc. Przez tyle miesięcy , to jest od września zeszłego roku nas unikał, bał się i nigdy nie pozwolił się zbliżyć. W ostateczności jednak do nas przyszedł. W sumie nie wiedzieliśmy za bardzo co zrobić, a że już wcześniej w sprawie tego psa kontaktowaliśmy się ze strażą miejską to postanowiliśmy do nich zadzwonić o pomoc. Przyjechali, wydłubali Pepę z zakamarka w którym się zaszył i zawieźli do umówionego lekarza weterynarii. Podczas gdy wspólnie wyciągaliśmy go z ukrycia można było się przyjrzeć, że piesek ma złamaną dolną szczękę. Strażnicy zasugerowali, że mógł go potrącić samochód.
Niestety na koniec w przychodni okazało się, że Pepa ma nie tylko złamaną szczękę ale także martwicę na języku. Nawet gdyby mu próbować amputować szczękę którą nie dało się leczyć to mógłby przeżyć bo ponoć były takie przypadki, że psy potrafiły żyć pochłaniając miękkie jedzenie jedynie językiem. Niestety martwy język to wyrok śmierci i jedyne co można było zrobić to go uśpić żeby skrócić cierpienia.
Szkoda, że nie przyszedł do nas wcześniej ale w każdym razie trzeba mu przyznać, że próbował żyć po swojemu.
To już ponad dziesięć dni od kiedy wydarzyła się ta historia z Pepą, trochę to przeżyliśmy, bardzo nas wszystkich w rodzinie poruszyło to co się stało, że on jednak widział w nasz kogoś kto może mu pomóc. Przykre bardzo było to, że tej pomocy nie dało się jemu udzielić.
Mimo wszystko życie toczy się dalej, maj się zielni i zakwita, jest już na tyle ciepło i pada tyle deszczu, że trawa nam rośnie na potęgę. Można wreszcie wyjść na dłuższe spacery w pola aby się tym wszystkim po zimie nacieszyć.
To jest zdjęcie z zeszłego tygodnia. |
A dzisiaj trawy nadają się juz do koszenia na siano. |
Na koniec jeszcze kilka majowych obrazków.
Musze jeszcze założyć oryginalne poręcze które schowałem na zimę. |
poniedziałek, 4 maja 2015
Wiosna w rozkwicie.
Jeszcze w zeszłym tygodniu byliśmy w Niemczech i podczas drogi powrotnej koło Drezna zastał nas śnieg z deszczem, temperatura spadła do 1,5 stopnia. Zabawnie było oglądać jak na autostradzie przy tej pogodzie wyprzedzała nas grupa motocyklistów. Potem spotkaliśmy ich na stacji benzynowej już po polskiej stronie.
A tym czasem "u nas we wsi" trawa bardzo podrosła. Przez to, że byliśmy nieobecni w domu i że potem przez kilka dni po powrocie nie mieliśmy czasu się zająć podwórzem to mamy to co widać na zdjęciach, czyli nieźle zarośliśmy. Chociaż nie powiem - jest pięknie gdy tak mlecze kwitną i bujna trawa się zieleni.
Wciąż jesteśmy jeszcze na etapie kwitnienia drzewek owocowych, wspaniale w tym roku wyglądają wiśnie, piękna też jest nasza jabłoń. Mogę się także pochwalić czereśniami które zasadziłem w zeszłym roku, a w tym już zakwitły czym mnie bardzo zaskoczyły i ucieszyły zarazem.
Dzisiaj pomimo niedzieli i Święta Trzeciego Maja musiałem trochę popracować, to znaczy popracować nad kosiarkami, należało w obydwu wymienić olej i naostrzyć norze. Od jutra już będą pracowały dosyć intensywnie ;)
Tak jeszcze w nawiązaniu do spraw piwnicy, to znaczy innej jej części niż ta w której serwisowałem kosiarki, wciąż nie mogę się zebrać do wielkich porządków które mnie w niej czekają. Otóż za sprawą naszego nowego, bardzo małego psa mamy bardzo duży bałagan. Kotłownia w której przez zimę spały psy w ostatnich tygodniach zmieniła się w pobojowisko, mój przedział sypialny dla psów jest poważnie uszkodzony, wszędzie walają się resztki dywanów i gąbki z której były psie materace. Nigdy wcześniej bym nie pomyślał, że taki mały kundelek tak dużo potrafi :(
Reszty zdjęć z piwnicy nie będę pokazywał publicznie bo mi wstyd. Ale powiem tylko, że całość wygląda podobnie. Że już się zrobiło nieco cieplej to całe towarzystwo spędza dni i noce na "psim osiedlu". Musiałem ich wygnać żeby mi więcej szkód nie czynili w piwnicy. Fuks ma do dyspozycji jeszcze prowizoryczną budę z beczki ogrodowej na wodę, tym czasem jego docelowa buda jest w budowie.
Chyba w tym roku będę się już musiał pokusić o zbudowanie prawdziwego kojca.
I wreszcie ostatnia sprawa to wieczorem gdy wszyscy są już zmęczeni ....
Dobranoc :)
A tym czasem "u nas we wsi" trawa bardzo podrosła. Przez to, że byliśmy nieobecni w domu i że potem przez kilka dni po powrocie nie mieliśmy czasu się zająć podwórzem to mamy to co widać na zdjęciach, czyli nieźle zarośliśmy. Chociaż nie powiem - jest pięknie gdy tak mlecze kwitną i bujna trawa się zieleni.
Wciąż jesteśmy jeszcze na etapie kwitnienia drzewek owocowych, wspaniale w tym roku wyglądają wiśnie, piękna też jest nasza jabłoń. Mogę się także pochwalić czereśniami które zasadziłem w zeszłym roku, a w tym już zakwitły czym mnie bardzo zaskoczyły i ucieszyły zarazem.
Dzisiaj pomimo niedzieli i Święta Trzeciego Maja musiałem trochę popracować, to znaczy popracować nad kosiarkami, należało w obydwu wymienić olej i naostrzyć norze. Od jutra już będą pracowały dosyć intensywnie ;)
Tak jeszcze w nawiązaniu do spraw piwnicy, to znaczy innej jej części niż ta w której serwisowałem kosiarki, wciąż nie mogę się zebrać do wielkich porządków które mnie w niej czekają. Otóż za sprawą naszego nowego, bardzo małego psa mamy bardzo duży bałagan. Kotłownia w której przez zimę spały psy w ostatnich tygodniach zmieniła się w pobojowisko, mój przedział sypialny dla psów jest poważnie uszkodzony, wszędzie walają się resztki dywanów i gąbki z której były psie materace. Nigdy wcześniej bym nie pomyślał, że taki mały kundelek tak dużo potrafi :(
Reszty zdjęć z piwnicy nie będę pokazywał publicznie bo mi wstyd. Ale powiem tylko, że całość wygląda podobnie. Że już się zrobiło nieco cieplej to całe towarzystwo spędza dni i noce na "psim osiedlu". Musiałem ich wygnać żeby mi więcej szkód nie czynili w piwnicy. Fuks ma do dyspozycji jeszcze prowizoryczną budę z beczki ogrodowej na wodę, tym czasem jego docelowa buda jest w budowie.
Chyba w tym roku będę się już musiał pokusić o zbudowanie prawdziwego kojca.
I wreszcie ostatnia sprawa to wieczorem gdy wszyscy są już zmęczeni ....
Dobranoc :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)