Jak inni ludzie w Polsce walczą i o co im chodzi: www.stopwiatrakom.eu - porozmawiaj o wiatrakach.



czwartek, 9 kwietnia 2015

Na roboczo.

W sumie pogoda dopisała, przy tym po Świętach trzeba było żarzyć trochę ruchu. Nie potrafiłem już dłużej tego przeciągać - to znaczy bardzo mi się chciało. I w końcu zabrałem się za: wycinanie niepotrzebnych konarów w śliwkach przy ogródku warzywnym, kopanie ogródka połączone z obfitym nawożeniem obornikiem no i palenie w ognisku gałązek z obciętych śliwkowych konarów.

To są gałęzie które czekały już od trzech tygodni na oddzielenie konarów i spalenie resztek.

Widok na tą samą "kupę" tyle, że w tle jest jeszcze nietknięta jedna śliwka.  
Pierwszy z konarów w śliwce padł, już nam nie będzie pluł owocami do warzywniaka.

Tutaj tato rozprawia się już z drugim konarem.



Widać, że taka robota przypadła mu do gustu, aż nie można go od piły oderwać.

A tym czasem dziewczyny zabawiają Fuksa.

Ognisko zapłonęło już we wtorek pod wieczór.

Środa to "gnojenie" i kopanie ogródka.

Dopalanie ogniska przy dyskretnej asyście Fuksa.

Efekt końcowy, przybyło nam nieco drewna opałowego :)

 Jest jeszcze jedno wielki zadanie które mnie czeka w najbliższym czasie - muszę przemienić pewien nieużytek w łąkę. Ale o tym później ;)




Mały suplement z dnia 12.04.2015 - dzisiaj zakwitły nam dwie śliwki, pierwsze tej wiosny :)

 




 

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Wielkanoc 2015.

Było ładnie, to znaczy w pogodzie było ładnie, ciepło, słonecznie, tylko nocami przymrozki się przytrafiały po których woda w psiej misce zamarzała.


 To znaczy - przed Świętami było ładnie, a na Święta wichura przyszła i śnieg nam spadł. Tak wiało, że aż się obudził kombajn u sąsiada w stodole. Ale, że padało to postanowił ostatecznie zostać w środku.


Zazwyczaj gdy nie ma sąsiada to ja doglądam jego posesję, karmię nasze wspólne koty, patrzę czy czasami wichura drzwiami od stodoły nie trzaska itp. Tak więc gdy poszedłem jak co rano aby nakarmić koty i przy okazji domknąć stodołę to na podwórzu usłyszałem warczenie. Jak się okazało to na progu w drzwiach domu leżał sobie piesek którego wystraszył mój widok. Widać, że wiatr go przywiał, wyglądał na bardzo głodnego i zziębniętego, nakarmiłem go kocimi chrupkami. Zrobiłem też prowizoryczną budę z baczki którą używamy w ogrodzie do gromadzenia wody. 




Piesek przetrwał cały dzień, następnie w budzie przekimał noc, na drugi dzień spadło więcej śniegu. A nasz koleżka się nieco rozzuchwalił bo zaczął koty płoszyć przy posiłku przy tym nieco się oswoił i nie chciał mnie już odstąpić na krok.








Nasz nowy koleżka tak się przespawał, że tak powiem, że nie było innego sposobu jak wziąć go do nas. Tak więc musiałem go przygarnąć, przynajmniej chwilowo mamy trzy psy. Jesteśmy właśnie na etapie oswajania. Może ktoś go szuka lub przygarnie.
Przy tym ten kundelek był tak zapchlony i obwieszony kleszczami, że nie wypadało nic innego jak potraktować go środkiem przeciwko pasożytom. Dzisiaj na podłodze w miejscu gdzie on śpi znalazłem około 10 zrzuconych kleszczy.

Amik i Lusia jakoś akceptują nowego. A on tym czasem pomieszkuje sobie u nas w piwnicy. Zdjęcia są trochę kiepskie ponieważ robiłem je komórką.









Nazwaliśmy go Fuks bo to po niemiecku znaczy lis, lis który miał fuksa ;-)