Jak inni ludzie w Polsce walczą i o co im chodzi: www.stopwiatrakom.eu - porozmawiaj o wiatrakach.



niedziela, 28 lutego 2010

Nie ma to jak niedziela spędzona na świeżym powietrzu, suplement do "Roztopy".

Nie ma to jak niedziela spędzona na świeżym powietrzu !
W sumie to mi się podobało. Dzień był bardzo ciepły i ładny jak na tę porę roku, aż miło. Muszę przyznać, że nie było jednak tak do śmiechu.
Roztopy w ostatnich dniach spowodowały nie tylko piękne rozlewiska ale i przyniosły problemy. Ludzie ze wsi bardzo często przychodzili w okolice naszego domu obserwować z mostu pobliską rzeczkę i tamę. We wsi woda podtapia kilka gospodarstw, strażacy już drugą dobę wypompowują wodę z zalanych miejsc próbując zapobiec dostaniu się jej do domów i zabudowań. Na szczęście od dzisiejszego poranka woda w rozlewiskach wyraźnie opada, niestety nie wiadomo co przyniesie dzisiejsza noc ponieważ zaczął padać silny deszcz.
W naszym domu wczorajszego wieczora w sobotę dostrzegłem przesiąkającą wodę do piwnicy. Woda rozlała się w miejscu gdzie składujemy węgiel, pojawiły się też ślady przesiąkania w innych częściach piwnicy. Razem z żoną zabraliśmy się do ratowania dobytku i porządkowania w piwnicy. Odstawiliśmy niektóre z przedmiotów z podłogi na wyższe miejsca, spakowaliśmy węgiel do worków i przenieśliśmy w suche miejsce, zebraliśmy wodę do wiader i wynieśliśmy ją na dwór. Ja dodatkowo pojechałem do miejscowego marketu aby kupić automatyczną pompę zanurzeniową którą osadziliśmy w studzience odpływowej przy budynku. Udało mi się zdobyć dosłownie ostatnią, tego dnia sprzedano ich kilkadziesiąt ponieważ również innych zaczęło podtapiać w okolicy. Przez ostatnie dwa lata od naszego wprowadzenia się pompa nie była potrzebna jednak teraz musieliśmy ją kupić i pracuje nieprzerwanie drugi dzień.
Niestety nasze sobotnie wybieranie wody nie przyniosło wiele efektu, w niedzielę o poranku kałuże w piwnicy były większe. Wszystko to za sprawą zalegających zwałów śniegu i lodu dookoła domu, zwłaszcza od strony północnej. Śnieg topniejąc tak nasączył grunt przy budynku, że aż woda zaczęła przesiąkać w piwnicy przez szczeliny w posadzce. Zdecydowaliśmy, że usuniemy śnieg. O pomoc poprosiłem kolegę, pożyczyłem też dwie taczki we wsi, swoją taczkę przywiozłem od rodziców, zebrałem też kilka łopat. Podczas gdy ja z kolegą wywoziliśmy śnieg moja żona wybierała wodę z piwnicy. Odśnieżaliśmy od około 10.00 do obiadu. Śnieg był wyjątkowo ciężki i mokry. Po obiedzie dojechali moi rodzice do pracy włączyli się wszyscy mężczyźni w sile trzech osób no i nasze dwie panie które też dzielnie walczyły łopatami. Trzy taczki krążyły nieprzerwanie przez kilka godzin. W pewnym momencie wydawało się, że praca zostanie nam jeszcze na poniedziałek ale szczęśliwie udało się dzisiaj wywieźć wszystko. Wywieźliśmy w sumie kilka ton śniegu, w rowie przy ulicy i na skarpie nad rzeczką zebrały się dwie spore hałdy "dziadostwa".
W sumie to trud się opłacił ponieważ dzisiaj tępo przesiąkania do piwnicy zmalało. Ogólnie wybraliśmy w niedzielę 27 wiader wody, każde po około 22-25 litrów - całkiem sporo. Mam nadzieję, że deszcz nie zniweczy naszych wysiłków i jutro wody będzie mniej.
Jesteśmy trochę zmęczeni, żonie nawet coś łupnęło w kręgosłupie i bolą ją plecy przy niemal każdym ruchu - cóż człowiek nie młodnieje z wiekiem. Mam nadzieję, że z tymi plecami to nic poważnego.
Jeszcze jedno, jutro w poniedziałek przyjeżdża do nas ktoś z PZU aby oszacować szkody związane z zerwaną przez opad śniegu rynną o której już wcześniej wspominałem na jednym z wpisów.

czwartek, 25 lutego 2010

Roztopy utęsknione.

Nareszcie mamy długo oczekiwaną odwilż. Cieszymy się nią od kilku dni. Zamieściłem kilka zdjęć przy czym dwie pierwsze pary są zdjęciami porównawczymi robionymi w odstępie czasowym.







A dziady mają centralne.

Już drugi dzień siedzę uwięziony w domu z powodu przeziębienia lub grypy. Cała nasza rodzina w zasadzie siedzi w zamknięciu, ten sam bakcyl wyłożył na początku moich rodziców, a następnie my z żoną go przejęliśmy. Mamy kwarantannę i w ten oto sposób znalazłem czas który mogę poświęcić na pisanie.

A teraz właściwa treść postu.
Wczoraj odwiedził mnie znajomy, przyjechał aby porozmawiać o usłudze którą mam wykonać. Przy okazji zaczęliśmy wymieniać uwagi na temat mijającej zimy i przygód z nią związanych.
Mój znajomy jest człowiekiem zamożnym i na dużo go stać jednak mieszka skromnie w starej przedwojennej leśniczówce na uboczu. Jego dom charakteryzuje się prostym wyposażeniem. Dom jest ogrzewany kilkoma przedwojennymi piecami kaflowymi i kominkiem. W kuchni nie ma nowoczesnej kuchenki tylko stary kaflowy piec, okna są oryginalne, oczyszczone i odmalowane świeżą farbą. Wszystko to nie jest spowodowane brakiem pieniędzy lecz osobistym wyborem właściciela.
Podczas największych mrozów i nawałnic śniegu gdy były pozrywane linie energetyczne i ludzie tygodniami żyli bez prądu dom mojego kolegi bardzo dobrze się sprawdził.
Kolega ma bardzo zajmującą pracę i często do swojego domu wraca późno. Któregoś dnia w jego okolicy zabrakło prądu we wczesnych godzinach porannych. Po drodze z pracy postanowił, że popołudnie i wieczór spędzi u rodziny w sąsiedniej wsi. Kiedy odwiedził rodzinę to okazało się, że bardzo marzną ponieważ z braku prądu w ich nowym domu nie działa ogrzewanie. Spędził u nich jakiś czas. Gdy wieczorem wybrał się w drogę do siebie wszyscy się martwili czy dotrze do domu.
Szczęśliwie przyjechał na miejsce, w domu było ciemno, na początek rozpalił kilka świec na świeczniku. Oczyścił i rozpalił w kominku, rozpalił również w piecu w kuchni. Od płonących świec i blasku kominka w domu zrobiło się jasno i ciepło. Kolega stwierdził, że w zasadzie to nie musi uruchamiać agregatu który jest podłączony do instalacji na wszelki wypadek. Zatelefonował nawet do rodziny u której spędzał popołudnie, że może im jeszcze tego samego wieczoru odstąpić swój agregat bo w zasadzie to do niczego nie jest mu potrzebny - ma u siebie wystarczająco widno i bardzo ciepło.
Gdy dowiózł przez zaspy agregat dla potrzebujących to całą sytuację bardzo trafnie podsumowała 90-letnia babcia która mieszka w domu u rodziny mojego znajomego: "teraz bogaci mają piece kaflowe i kominki, a dziady centralne".

środa, 24 lutego 2010

Nasz Kacerz w stylu Belle époque.


Życie toczy się dalej.

The best dog ever.











Powyższy post jest poświęcony Kresce, niepozornemu psu o wielkim sercu który był członkiem naszej rodziny przez wiele lat. Jak powiedziała moja mama - "to był najwierniejszy piesek na świecie". Kreska była dla nas jedyna i wyjątkowa. Piszę o niej ponieważ odeszła przed kilkoma miesiącami, a śmierć małego kotka w ostatnich dniach przypomniała o braku naszej Kresi.

poniedziałek, 22 lutego 2010

Mały kotek.



Dzisiaj nie udało nam się uratować życia mniejszemu z kotów ze zdjęcia.
Kotek o którym mowa nie pojawił się podczas karmienia w sobotę, przyszedł w niedzielę z poranionym i poszarpanym brzuchem. Zapewne został zaatakowany przez lisa lub psa. Próbowaliśmy go złapać i zawieźć do znajomego weterynarza, niestety nie udało się ponieważ był wystraszony i uciekał. Pochwycenie kotka powiodło się dzisiaj rano. Zawieźliśmy go do lekarza który go pozszywał. Niestety kotek nie wybudził się z narkozy i nie żyje.
Mocno przeżyła to moja żona. Jest nam bardzo szkoda bo mieliśmy nadzieję, że uda się go uratować, niestety los potoczył się inaczej.

niedziela, 21 lutego 2010

Kurzajewski znów wypełnił cały ekran.

Zawsze mylili mi się redaktorzy Kurzajewski i Babiarz. Tak naprawdę to powinni się zamienić nazwiskami lub na twarze i wszystko by było jasne i łatwe do skojarzenia.
Moja żona interesuje się bardziej olimpiadą niż ja. Tą drogą pan Kurzajewski trafia ostatnimi czasy do naszego domu. Jest prowadzącym Studio Olimpijskie w TVP, zabawne bo występuje razem z zaproszonymi gośćmi aby "wspólnie" omawiać wydarzenia sportowe. Jednak pan Kurzajewski jest chyba jakąś grubszą gwiazdą i to on przeważnie jest zawsze w kadrze. Zgrabnie przy tym wystawia do kamery swój profil, a to odwraca się twarzą na wprost, tudzież pochyla się uważnie nad trzymaną w ręce kartką papieru - bryluje przed kamerą. Ile w tym lukru. Ciekawe czy go szyja nie boli od tego mizdrzenia się do obiektywu. Nie wspomnę, że moim zdaniem taki gwiazdor powinien być przykładnie uczesany, a on przychodzi do studia tak jak by właśnie wstał z łóżka. Żona prostuje mi, że to Nowoczesna Stylizacja i ja się nie znam. Cóż jestem ze wsi i zawsze myślałem, że do telewizji trzeba się normalnie uczesać.
Goście zaproszeni do studia są tylko tłem bo Pan Prowadzący zawsze przerywa ich wywody. Może to jacyś nudziarze, nie znają się na temacie lub są niedouczeni bo Pan Redaktor musi dokańczać każde z zaczętych zdań. Ciekawe po co zaprasza takie "pierdoły" ?
Telewizja schodzi na psy: redaktor jest nieuczesany, a goście niewydarzeni no i te chore reklamy.

sobota, 20 lutego 2010

Stan Ridgway "Camouflage"

Zawsze uwielbiałem tą piosenkę lecz przez lata całe nie znałem jej tytułu. Dzisiaj przypadkiem puścili ją w radiu i dzięki temu udało mi się namierzyć ten utwór w internecie. Teraz już mi nie umknie.



I was a PFC an a searchpatrol, hunting Charie down.
It was in the jungle wars of 65.
My weapon jammed an I gat stuck way ouf an all alone
and I could hear the enemy moving in close outside.
Just then I heard a teig snap, and I grabbed my empty gun
and I dug it scared while I counted down my faith.
And then a big marine, a giant with a pair of friendly eyes
appeard there at my shoulder and said: "Wait"
When he came in close beside me, he said: Don´t worry son, I´m here.....
if Charlie wants to tango, now he´ll have two to dedge.
I said: "Well thanks a lot" I told him my name and asked him his.
And he said "The boys just call me Camouflage"

Woohoohoohoo Camouflage,
things are never quite the way they seem.
Woohoohoohoo Camouflage
I was awfully glad to see this big marine

Well, I was gonna ask him where he came from
when we heard the bullets fly,
coming through the brush and all around our ears.
It was then I saw this big marine, a lotta fire in his eyes.
And it was strange, but suddenly I forgor my frars.

Well we faught all night, side by side, we took our battlestands.
And I wondered how the bullets missed this man
´cos they seemed to go right through him,
just as if he wasn´t there and the moring we both took a chance and ran
and it was near the riverbank when the ambush came on top of us,
and I thought it was the end , we were had.
Then a bullet with my name on it came buzzing through a bush
and that big marine, he just swatit, with his hands.
Just like it was a fly.

Refrain:
Woohoohoohoo Camouflage,
things are never quite the way they seem.
Woohoohoohoo Camouflage,
This was an awfully starnge marine.

And I knew there was something weird about him,
´cus when I turned around he was pulling a big palmtree
right up out of the ground and swatting those Charlie´s with it,
from here to Kingdom Kong.

When he lead me out the danger, I saw my camp and waved goodbay,
he just winked at me from the jungle and then was gone.
And when I got back to my H.Q. I told them about my night,
and the battle I´ve spent with a big marine named Camouflage.
When I said his name, the soldier gulped, an a medic took my arm
and lead me to a green tent on the right.
He said: "You may be telling true boy, but this here is Camouflage.
And he´s been right here since he past away last night.
In fact he´s been here all week long.
But before he went he said: "Semper Fi" and said his only wish,
was to save a young marine caught in a mirage.
So here, take his dogtag, son. I know he´d want you to have it now"
And we both said a prayer for a big marine named Camouflage

Refrain

so next time you´re in a junglefight and you feel the presence near
or hear a voice, that in your mind will lie,
just be thankful that you´re not alone and you´ve got some company,
from a big marine, the boys called Camouflage

środa, 17 lutego 2010

Nie stój, nie czekaj, pomóż !

Coraz szersze grono obywateli w ostatnich dniach jednoczy się z naszymi sportowcami walczącymi na zimowej olimpiadzie, robią to spontanicznie i z poświęceniem. Każdy jest dumny z wyczynów Małysza czy Kowalczyk, społeczność miast i wsi pragnie wspierać ich w walce.
Dzisiaj w mieście moich rodziców jedna z ciotek szła przez rynek, za nią przypadkowo mój ojciec. Wtem koło spożywczego ciotka nagle poślizgnęła się na lodzie i upadła.
Mój ojciec zawołał:
- Danka, dla polskich sportowców, orzełek !

Owczy

Lubię psuć piosenki, moje przeróbki są zawsze obrzydliwe i w tym jest ich siła.

"Baśka"

Baśka miała twardy biust
Ania tłuszcz, a Zośka włosy na pupie,
Ela całowała cudnie
Rzuciła mnie
tuż po naszym ślubie
Z Kaśką można było kozy paść
Teraz wiem, że chciała wymusić
Ze mną swój pierwszy raz
Magda - zło, Jolka mnie
Stłukłałaby na śmierć
A Agnieszka zdradzała mnie

Ref.:
Wielkie jak okręt
Pod pełnymi żaglami
Jak konie w galopie
Jak burzowe niebo nad nami

Karolina w Hollywood
Z Aśką nigdy nie było tak samo
Ewelina zimna jak lód,
Więc najmniej bałem się z Alą
Wszystko mógłbym Izie dać - tak jak Oli,
Ale one wcale nie chciały brać
Małgorzata - jeden grzech
Wciąż onieśmielała mnie
A Monika wąchała klej

Ref. Wielkie jak okręt...(x3)



"Wciąż bardziej owczy"

Są dni, kiedy mówię: dość
Żyję chyba sobie sam na złość
Wciąż gram, śpiewam, jem i śpię
Tak naprawdę jednak nie ma mnie
Wciąż jestem owczy
Zupełnie owczy tu - niby wróg
Wciąż jestem owczy



Wciąż bardziej owcą wam
I sobie sam
Ktoś znów wczoraj mówił mi:
Trzeba przecież kochać coś, by żyć
Mieć gdzieś jakiś własny ląd
Choćby o te dziesięć godzin stąd
Wciąż jestem owczy...

wtorek, 16 lutego 2010

Pan Woda.

Wczoraj wieczorem dowiedziałem się o śmierci pana Wody, powiedziała mi o tym żona która usłyszała o całej sprawie w wiejskim sklepie. Pan Woda zmarł w zeszłym tygodniu śmiercią nagłą i przypadkową. Niestety nie wiedzieliśmy o tym i bardzo żałujemy ponieważ nie mogliśmy uczestniczyć w pogrzebie.
Pana Woda był mieszkańcem naszej wsi, lokalnym pijaczkiem. Mieliśmy okazję go poznać ponieważ on i jego rodzina zamieszkiwali wcześniej w naszym domu. W zasadzie to mieliśmy dużo złych skojarzeń z panem Wodą i jego rodziną. Pozostawili po sobie straszy bałagan, słynęli z tego w naszych oczach. Usunęliśmy po nich kilka ton odpadków które zalegały pod krzewami na całej posesji. Wiele śmieci było też na strychu. Jednak pomimo zaśmiecenia które po sobie pozostawili i chwilowych żali, że musimy to wszystko sprzątać darzyliśmy tego człowieka sympatią. Był to człowiek prosty z natury łagodny i cichy, poczciwy. Jego rodzina chociaż w swoisty sposób jest "barwna" budzi pozytywne uczucia. Szkoda nam bardzo, że ten człowiek umarł, martwimy się o los jego żony i dzieci, czy będą mieć środki na utrzymanie. Pan Woda pracował w miejscowym PGR i utrzymywał wszystkich.
Ten człowiek pomimo swojej sławy alkoholika, znanej w całej okolicy na którą pracował swoim życiem był jednocześnie szanowany za pomoc którą niósł innym ludziom. Bardzo chętnie pomagał po pracy okolicznym gospodarzom i sąsiadom. Jego przysługi były szczere i bezinteresowne, nigdy nie oczekiwał zapłaty, to co robił czynił jedynie z chęci pomocy. Jego pogrzeb o którym słyszeliśmy zgromadził bardzo dużą ilość ludzi, był wyjątkowy w skali naszej wsi. Każdy chciał oddać hołd temu człowiekowi. Jest nam bardzo przykro, że umarł, będzie go brakować.

niedziela, 14 lutego 2010

Mimo wszystko o zimie słów kilka.

Sądziłem, że nie nadarzy mi się już okazja aby pisać o tegorocznej zimie. Niestety ona nie ustępuje, wciąż pomimo upływającego czasu jesteśmy przysypani śniegiem. Łudziłem się, że przyjdzie odwilż ale jak do tej pory na marne. Gdy wyjrzę z okien to tylko biel widać, dzisiaj nawet mi się nie chciało odgarnąć świeżego śniegu, mam domową niedzielę, nawet nie wychyliłem nosa na podwórze.

Długa zima męczy wszystkich, nawet widok bielszego śniegu niż w mieście już nie cieszy, podejrzewam, że i górale wymiotują już na widok śniegu. Niemal od dwóch miesięcy aż do dzisiaj mamy mrozy i śnieg. W tym były dwa tygodnie bardzo ciężkich mrozów, gdzie temperatura spadała znacznie poniżej -20'C. Chcę wspomnieć o moich rodzicach, a w szczególności mamie która pilnowała aby nie zamarzł układ ogrzewania w hali warsztatu. Niestety warsztat nie jest dobrze zaizolowany cieplnie i z tego powodu należało ciągle podkładać do pieca. Moja mama w tym czasie zarwała wiele nocy chodząc do zakładu co kilka godzin żeby dołożyć opału. Ja niestety mieszkam za daleko aby osobiście dojechać i popilnować pieca w nocy. Szczęśliwie duże mrozy ustąpiły, mam nadzieję, że na dobre.

Podczas gdy najwięcej padało i były mrozy w mieście moich rodziców straż miejska zaciekle ściga właścicieli posesji czy aby należycie odśnieżają chodniki i czy dbają żeby z ich budynków nie zwisały sople. Robią zdjęcia i lepili mandaty. Jakoś dziwnym trafem zaniedbane są najbardziej posesje zarządzane przez miasto i tych nie fotografują - ciekawe dla czego ? Podobny fenomen dotyczył też kościoła który mieści się przy jednej z ulic prowadzących do rynku. Chodnik okalający kościół przez blisko dwa miesiące był niemożliwy do przejścia, wiodła przezeń jedynie wąska , wyboista ścieżka wydeptana przez przechodniów. Na parafii jest chyba z sześciu chłopów którzy zapomnieli o swoim zakichanym obowiązku, a straż nie śmiała im przypomnieć. A jak by tego chodnika było mało to w kościele zamarzły kaloryfery bo ktoś zaspał i nie podłożył w kotłowni.

Mijający czas upływa w naszej wsi pod znakiem odśnieżania posesji. Obydwoje z żoną staramy się walczyć o to aby dało się utrzymać ganek, podwórze i podjazd wolnym od śniegu. Ja na wojnie utrzymujemy przyczółki. Nasz dom podczas ostatnich tygodni odniósł kilka ran. Najgorsze o dziwo nie przydarzyło się podczas wielkich mrozów lecz w czasie krótkich odwilży. Na początku od strony ogrodu spadający z dachu śnieg z lodem oberwał jedną z lamp oświetlających podwórze, uszkodził antenę satelitarną. Siła upadku śniegu była tak duża, że aż zatrzęsło budynkiem, mamy dużą powierzchnię dachu. Dwa dni później o godz 05.15 w czwartek mieliśmy niezwykłą pobudkę. Śnieg z ogromnym hukiem zaczął spadać od strony ulicy, trwało to kilka sekund. Potężne zwały spadły na przyłącze prądowe, myślałem, że zerwało druty, sypialnię rozjaśnił silny i jasny błysk, druty się zwarły i zaiskrzyły, zgasł zegar na szafce nocnej. Baliśmy się, że śnieg mógł zawalić nasz nowy ganek, na szczęście jego silna konstrukcja przetrwała. To zasługa mojego taty który wykonał elementy ciesielki z dużym zapasem. Spadający śnieg zasypał nam prawie połowę podjazdu, na szczęście auto odstawiliśmy na tyle daleko, że nie zostało uszkodzone. Po dramatycznej pobudce zostaliśmy bez prądu, około siódmej rano zadzwoniłem do pogotowia energetycznego, okazało się, że w wyniku spięcia wypalił się bezpiecznik na transformatorze we wsi, najważniejsze, że ostatecznie nie uszkodziło naszego przyłącza. Rano dodatkowo stwierdziłem, że spadający śnieg zerwał jedną z rynien od strony ulicy. Mieliśmy z żoną trochę odśnieżania podjazdu i byliśmy niewyspani, mam nadzieję, że ubezpieczalnia pokryje mi koszty rynny.

Oby do wiosny !

sobota, 13 lutego 2010

Pieśni co po głowie chodzą. Post trzynasty.

Była kiedyś taka piosenka na początku lat osiemdziesiątych której refren brzmiał mniej więcej w ten sposób:

Wszyscy jedziemy na tym samym wózku
Jedyne co nas może uratować to defekt mózgu.

Zastanawia mnie czy inni też tak mają. Zdarza się tak nieraz, że fraza z piosenki lub jakieś przypadkowe słowo potrafią mi chodzić przez kilka godzin po głowie i cisną się na usta. Wyśpiewuję je czasami zadręczając tym rodzinę bądź przypadkowych słuchaczy. Nieraz sam tworzę takie przyśpiewki:

Gdybym był kostropaty ,
Jaba dibu, dibu daj
to bym wyglądał
jak pięty mojego taty
Jaba dibu, dibu daj.

Ewentualnie:

Hej pójdę sobie w miasto i zostanę pederastą.

Takie oto rymowanki, śpiewane w rytmie znanych melodii lub ludowych przyśpiewek najczęściej się mnie czepiają. Trochę to pokręcone ale ja tak mam.
Kiedyś mój wujek miał swoją przyśpiewkę. Wykonywał on tę pieśń jak mantrę, potrafił ją śpiewać non stop, a brzmiała ona tak:

Piękne, piękne są chłopoki,
straszne, straszne są wyroki.

Pieśń bardzo była dramatyczna i w prostych słowach wyrażała cierpienie uwięzionych i świadomość przemijającej młodości. Też ją pośpiewuję.

Są też przysłowia lub zawołania, moje ulubione stolarskie:

Hej, hej, hej podaj klej !

Lepiej bejcować niż się frasować.
tudzież:
Lepszy bejcunek niźli frasunek.

Łatwiej kijek obcinkować niż go potem pogrubasić.

Zawołanie: Ptica, ptica gołębica !

Lubię też zachęcać do jedzenia niejadków porzekadłem:
Jedz bo rośniesz.
Jedz to będziesz duży, silny, zdrowy i gruby,
(pauza)
bo lepiej być dużym, silnym, zdrowym i grubym
niż biednym, chudym, chorym i małym.
Zawsze się sprawdza. Ważne żeby to powiedzieć szybko i bez zająknięć, zachowując pauzę. Szczerze polecam.

wtorek, 9 lutego 2010

Samo Zło w świecie samby.

Nasz kot (Kotarson zwany również Kacerzem lub po prostu Samo Zło) w rzeczywistości jest kocicą. No i jak to z kocicami bywa ma ruję. Całe dnie miauczy jak by go krojono tępym nożem lub pomrukuje dziwnie, tudzież gdacze jak kwoka na jajkach. No i rzecz najbardziej upierdliwa to jego tańce godowe, wygląda to tak jak by tańczył sambę: kuca przy ziemi, wypina zad i porusza na prawo i lewo biodrami. Najczęściej ja padam ofiarą jego tańców i muszę uważać aby go (jej) przy okazji nie rozdeptać ponieważ lubi tańczyć tuż pod stopami. Kot chyba wyczuwa, moją płeć no i traktuje mnie jak potencjalnego kocura :-) . Przy tym stracił kontrolę nad fizjologią i robi siku w różnych przypadkowych miejscach, wypróżnia się w piwnicy. Wcześniej pomimo swojej trudnej natury był bardzo czystym kotkiem ponieważ zawsze korzystał z kuwety. Najwięcej pracy ma moja żona bo każdego dnia sprawdza dokładnie czy jest czysto w domu, piwnicą ja się zajmuję. Gdy podkładam do pieca w kotłowni to niczym grzybiarz patrzę pod nogi i staram się wyszukać swierze okazy.
Tak się zastanawiam ponieważ kocie ruje powracają z niezwykłą regularnością, że tak powiem można by według nich regulować kalendarze. Tworzy to swoisty rytm przyrody. Często na wsi w domu rolnika podobne cykle wyznaczają bieg życia i pracy w gospodarstwie. No i czy przypadkiem są takie czynności we wiejskim życiu które mogą być regulowane kocimi rujami ? Chyba muszę o to zapytać miejscowych bardziej doświadczonych rolników przy okazji mojej wizyty w lokalnym (moim ulubionym) barze "Cytrusie". Może ktos mnie oświeci.

sobota, 6 lutego 2010

Moje wczesniejsze próby z blogiem.

Kilka lat wcześniej przeżywałem swoją fascynację blogami. Czytałem posty kilku użytkowników, nawet sam postanowiłem zacząć pisać coś swojego. Założyłem blog Jedliska na Interii, dokonałem kilku wpisów ale później w związku z dużą ilością pracy, prowadzonym remontem domu, a także skomplikowaną obsługą postów w interia.pl zarzuciłem mój pierwszy blog. Mam nadzieję, że obecny będzie czymś bardziej trwałym. Piszę go bardziej dla samego siebie aby pamiętać jakie zdarzenia wywierają wpływ na moje życie.
Postanowiłem skopiować zawartość mojego pierwszego blogu, poniżej będzie jego treść. Dzisiaj może patrzę nieco inaczej na pewne sprawy i myślę, że to co piszę teraz nieco różni się od formy pierwotnej. W każdym razie o niektórych z rzeczy jakie zamieszczałem kiedyś dzisiaj bym nie napisał, choćby sprawa z "ebay". W imię szczerości jednak zdecydowałem zamieść kopię bez cenzury.



  1. 2006-11-28 Początek.
    To mój pierwszy wpis: mam nadzieję, że na tym się nie zakończy. Jednak nie wiem czy wystarczy mi zapału.Raczej nie stworzę moim blogiem wiekopomnego dzieła. Będą tu głównie zapiski z moich podróży, spostrzeżenia i głupie myśli które właśnie przyjdą mi do głowy. Nie będę prowadził regularnych wpisów.To tyle o sobie i planach na przyszłość. Reszta będzie narastać w maire natchnienia.


  2. 2006-11-28 Ja i mój wierny samochód w Innsbruk'u - listopad 2006. Po raz pierwszy byłem w Alpach, co prawda tylko przez dwa dni. Pierwszy raz w życiu widziałem tak duże góry. Zrobiło to na mnie wrażenie. Podobało mi się zwłaszcza nocą gdy dojeżdżałem do Innsbruku a dookoła mnie widziałem mroczne cienie wielkich gór. Później gdy boczną drogą z sąsiedniej miejscowości dojeżdżałem do miasta pokonując szereg zakrętów na krętej górskiej szosie. Nagle moim oczom ukazała się nocna panorama miasta widziana z góry. Był to zaiste piękny widok, żałuje, że nie miałem statywu żeby zrobić dobre zdjęcie w ciemności. Na drugi dzień rano gdy opuszczałem miasto góry były osnute chmurami, na szczytach zalegał śnieg. Jechałem w stronę Monachium, obrałem boczną drogę żeby obejrzeć ciekawe widoki. Niestety zawróciła mnie austriacka policja ponieważ tego dnia na drodze którą jechałem spadł śnieg. Dla tego, że ciągnąłem przyczepkę zostałem zawrócony na autostradę. Zawracano w ten sposób wszystkie auta ciężarowe oraz samochody z przyczepami. Szkoda, chociaż muszę przyznać, że policjanci byli bardzo mili.

  3. 2006-11-28 Ebay
    Dzisiejszej nocy wygrałem aukcje w Ebay. Sprawa jest o tyle intrygująca, że zakupiłem przedmioty dużej wartości dosłownie za grosze. Sprzedawca ma siedzibę w Niemczech w Bonn. Są to dwa piękne meble z końca XIX wieku, bardzo dobrze zachowane i dekoracyjne. Niejednokrotnie już kupowałem podobne rzeczy, częściej jednak przegrywałem w takich aukcjach. Jednak dzisiaj mi się wyjątkowo udało. W zasadzie to taki dobry wynik (dla mnie) był możliwy z winy sprzedającego. Człowiek ten ustawił zakończenie aukcji na godzinę 01.00 w nocy. Nie wiem co go do tego natchnęło, jednak okupił swój błąd stratą wielu Euro.
    Jestem teraz bardzo ciekaw czy ten Niemiec się do mnie odezwie i potwierdzi chęć dokończenia transakcji na obecnych warunkach. Jestem przekonany, że będzie udawać nieżywego. Rozumiem go i nie chcę wymuszać aby oddał mi swoje meble za bezcen. Mam nadzieję, że się odezwie, chociaż mogę się spodziewać finału w postaci milczenia sprzedawcy. Zobaczymy co czas pokarze.

  4. 2006-11-30 Ebay - druga odsłona.
    Wciąż czekam na odzew sprzedawcy, zgodnie z moimi przewidywaniami on wciąż milczy. Postanowiłem podjąć pewne kroki żeby zachęcić go do kontaktu. Napisałem do niego, że rozumiem sytuacje i wiem, że wylicytowana cena jest bardzo niska. Jednak skłonny jestem zapłacić więcej, czekam na jego odpowiedź i propozycje ceny. Ciekawe czy się odezwie i chociaż przeprosi, że wcześniej milczał. Ja przecież w zaistniałej sytuacji nie jestem niczego winien. Aukcja miała charakter otwarty i każdy mógł w niej uczestniczyć. To on zawalił sprawę ustawiając zakończenie aukcji o tak dziwnej porze. Chcę dokończyć transakcje i nawet skłonny jestem zapłacić znacznie więcej niż wynosi cena z licytacji. Jestem gotów przystąpić na prywatne warunki sprzedawcy. Dam dla mojego kontrahenta jeszcze kilka dni na odpowiedź. Jak nie uda się z nim załatwić sprawę "między nami" to zwrócę się o pomoc do adminów Ebay. Niech portal też poniesie odpowiedzialność za to komu udostępnia przestrzeń na swoich stronach.

  5. 2006-12-01
    Nie lubię wieczorów gdy nie mam co robić. Telewizji mi się nie chce oglądać, jakoś w tygodniu nigdy nie patrzę w telewizor. Przy komputerze też za bardzo dzisiaj nie mam pracy. Błąkam się trochę po internecie, przeczytałem wiadomości. Sprawdziłem co w aukcjach piszczy. Nawet pisać mi się za bardzo nie chce. I chyba to widać: wychodzą mi wypociny pozbawione znaczenia i sensu. Zakończę i wstydu sobie oszczędzę.

  6. 2006-12-04 Ebay - trzecia odsłona.
    Wczoraj wieczorem po prawie tygodniowym milczeniu odezwał się Niemiec z aukcji. Nie wiem czy on ma tak duże poczucie humoru, czy też sobie drwi ze mnie. W swoim liście wyjaśnił mi, że meble znajdują się w Hiszpanii, a wcześniej z opisu aukcji wyraźnie było określone, że znajdują się w Niemczech w Bonn. Przy tym poza aukcją zażądał abym mu zapłacił 15000 Eur. Cena ta nawet jak na niemieckie realia jest wzięta z kosmosu. Tego typu przedmioty można tam kupić za 1500 do 2000 Eur. Pomijam już fakt, że w swoim mailu nie wspomniał nawet słowem, że przeprasza za tak długie milczenie. Postanowiłem udzielić mu równie żartobliwej odpowiedzi. W sumie to cała ta sytuacja jest zabawna i groteskowa. Napisałem do niego, że dziękuje za udzieloną mi informacje. I zważywszy na fakt, że po odbiór mebli muszę jechać do Hiszpanii, a nie do Niemiec jak było w opisie aukcji. To uwzględniając koszty podróży mogę mu zapłacić o 100 % więcej niż wynosi cena z licytacji czyli 120 EUR. Cena z licytacji - tu zdradzę wynosiła 58 EUR (niebywały fuks). Napisałem także, że uważam moją propozycje za bardzo rozsądną. Zaznaczyłem, że czekam na jego odpowiedź i pozdrowiłem go serdecznie. Wiem, że i tak nie doprowadzę z nim tej transakcji do końca więc pozwoliłem sobie z niego zadrwić tak jak to on zrobił ze mną. Przy tym będę trochę upierdliwy i napiszę do Ebay prośbę o usunięcie tego delikwenta z systemu ponieważ lekceważy on sobie ogólnie przyjęte reguły. Ja wcześniej pisząc do Niemca drugiego maila zaznaczyłem, że jestem skłonny zapłacić dużo więcej niż wynosi cena z licytacji. Ponieważ rozumiałem, że nie będzie to łatwe żeby sprzedawca się na nią zgodził. Jednak wyobrażałem sobie jakąś rozsądną propozycje w przedziale realnych wartości o których wspominałem powyżej. Niestety rzeczy przybrały taki obrót. Przyznaję jednak, że nie martwi mnie ta sytuacja w żadnym razie. Prawda: miałem wielkiego smaka na te meble i cena była jak ze snu. W tym kontekście cała sprawa jest zabawna i będzie dla mnie źródłem do opowiastek dla znajomych przy piwie. Będę dalej szukał szczęścia na innych aukcjach - cały internet jest otwarty i stwarza codziennie nowe okazje - szkoda tylko, że nie są to okazje tej miary jaką była moja wygrana :-).

  7. 2006-12-19 W zasadzie bez wyraźnego tematu.
    Byłem nieobecny przez około tydzień. W tym czasie przebywałem w Niemczech. W zasadzie to był wyjazd jakich wiele. Jednak muszę opowiedzieć o pewnej rzeczy którą oglądałem w telewizji. Gdy siedziałem wieczorem w hotelu i włączyłem telewizor jeszcze nic nie zapowiadało interesującego programu. Przypadkiem trafiłem na jakiś program reporterów, a że pokazywano w jednym ze spotów zdjęcia z ładnych górskich okolic to zostałem na dłużej. Później gdy się skończył reportaż o górach było najciekawsze. Pokazano relacje z otwarcia supermarketu w Lipsku. Najpierw o poranku spora grupka staczy okupowała wejście do sklepu. Następnie kamera pokazała jak człowiek kierujący ruchem na parkingu powoli zaczyna tracić kontrole nad autami. Zupełnie nie przypominało to typowych obrazków z niemieckich parkingów gdzie wszyscy kulturalnie ustępują sobie miejsca i ułatwiają przejazd. Tu wręcz przeciwnie był chaos i totalny nawał blokujących się wzajemnie samochodów. Ludzie zajeżdżali sobie wolne miejsca - kto pierwszy ten lepszy. Wreszcie wydawać by się mogło moment kulminacyjny. Wielki szturm na drzwi. Odźwierni odrzuceni siłą napierającego tłumu, tumult, zamieszanie i przekleństwa. Tłum się rozlewał niczym lawa miedzy półkami. Strumień lawy zdawał się poszukiwać najciekawszych promocji z niecierpliwością. Czoło fali napierało szybko z ogromną siła na kolejne produkty pochłaniając je niczym plama atramentu w szklance wody. Jednak po pierwszym zatopieniu o dziwo niektóre z półek okazywały się nietknięte. Ludzka fala przeszukiwała w ten sposób całą powierzchnie sklepu w poszukiwaniu PROMOCJI DNIA : odkurzaczy. To co się działo przy dziale odkurzaczy to był moment największego napięcia i szczytowa faza filmu. Ludzie dosłownie wyrywali je sobie z rąk, niektórzy starali się brać po kilka, jedne przytrzymując rękoma inne przydeptując butem. Było pokazane jak jakiś młody mężczyzna o mało nie pobił się ze staruszkiem. Później już napięcie mogło tylko opadać. Co prawda jeszcze przy kasach było widać pewną bojowość. Jednak dominował nastrój dumy u szczęśliwych posiadaczy odkurzaczy z promocji. Było pokazane jak niektórzy z wyrazem triumfu pchają przed sobą po kilka pudełek z wymarzonymi produktami. Dominowały oczywiście odkurzacze. Wiele osób miało ich po kilka sztuk. Co ciekawe większość , zdecydowana większość kupujących to byli emeryci. Jednak człowiek jest silny będąc emerytem. Te kolejki do lekarza gdzie stojąc trzeba się wykazać zdrowiem i porannym wstawaniem. Młody człowiek by tak nie potrafił. Narrator w reportażu starał się snuć różne dywagacje na temat zachowania jego bohaterów. A to, że Niemcy wschodni mają jeszcze w pamięci niedosyt z okresu socjalizmu, a to, że dorabiają sobie do emerytury... Ja w każdym razie byłem ukontentowany, że nie jesteśmy w niczym gorsi od zachodnich europejczyków bo u nas podobne sceny się widzi w telewizji. Poczułem się bardziej zakorzeniony w europejskiej rodzinie. I tą myślą pokrzepiony zasypiałem naprawdę lekko.

  8. 2007-06-12 Sprawdzian
    Byłem ciekaw czy ten blog jeszcze funkcjonuje. No i okazało się, że jeszcze wisi w przestrzeni. Może pora na to nadeszła żeby jeszcze do niego wrócić, a raczej zacząć od nowa. Pozdrawiam

  9. 2007-06-15 Gdzieś poza czasem.
    Ten wieczór był mój. Lubię takie chwile. Usiadłem na rower, było już późno. Jechałem przed siebie zanurzony w ciepłym powietrzu letniej nocy. Mam taką ulubioną swoją drogę za miastem, należy minąć wieś, później jest droga pod górkę, łąki i cisza. Z rzadka przejeżdżają auta jest tylko cisza, często wyłączam światła w rowerze żeby delektować się tym spokojem. Mijam rzeczkę, skręcam w polną drogę wiodącą do opuszczonego młyna. Tam jest drewniany mostek, skręcam w jego kierunku. Siadam na deskach mostu, słucham rzeki, nieraz kładę się na plecach i patrzę w gwiazdy. Mostek prowadzi na łąkę. Czasami na tej łące miejscowy rolnik zostawia pasącego się nocą konia. Lubię tam siedzieć i gdyby nie świadomość, że trzeba wracać do domu to bym został aż do świtu. Powiem szczerze: doskonale tam smakuje piwo, przywożę je nieraz ze sobą. Lubię tam być całkiem sam, siedzieć słuchać rzeki i psów poszczekujących gdzieś w oddali, patrzeć na zwierzaka gryzącego trawę którego zarys ledwie odcina się w ciemności. Ta przemożna cisza i spokój tego miejsca wieczorem nie dadzą się z niczym porównać. Nieraz udaje mi się tak wyjechać za miasto, najciekawsze są wyprawy późną porą. Szczerze to każdemu polecam.

  10. 2007-08-17 Bez tematu.
    Od kilku tygodni bardzo mocno zaangażowaliśmy się z moją żoną w zmianę naszego dotychczasowego życia. Kupujemy dom na wsi i opuszczamy miasto. Spełnia się moje marzenie o którym myślałem w zasadzie od dzieciństwa - zamieszkać na wsi. Moja ukochana się trochę boi ale w sumie obydwoje jesteśmy dobrej myśli. Przed nami przeprowadzka poprzedzona dużym remontem i przebudową naszego nowego domu. Sprawy nabierają coraz większego tępa i to jest rzecz która mnie ostatnio pochłania najbardziej.Niestety pomimo tak dobrych rokowań po drodze wydarzyło się u nas kilka nieszczęść. Trudno jest mi o tym pisać na stronie do której może zajrzeć każdy na świecie. Nie jestem na tyle otwarty żeby wdawać się w szczegóły, mogę powiedzieć jedynie, że pomimo radości którą powinniśmy czerpać z życia jest nam bardzo ciężko. Może dla tego oboje staramy się bardzo być pochłonięci naszym nowym zadaniem. Myślę, że pracując wspólnie wzajemnie się wspieramy i jednocześnie możemy odwrócić myśli od przykrych spraw.

  11. 2007-08-30 Wieczór
    The Man with the Bowler Hat - tak zaczęło się moje zainteresowanie blogami. Sam niestety nie dysponuję takim polotem w pisaniu - szkoda.Dzisiaj, może z przerwami sam próbuję coś pisać, może mniej udolnie od Ovidiusa. Postanowiłem jednak to ciągnąć ponieważ daje mi to możność odreagowania codzienności. Piszę trochę na siłę i to widać, a to dlatego, że moje pisanie wynika raczej z konieczności którą sam sobie narzuciłem. Może żeby nadać jakiś rytm dla upływającego czasu, robić coś miarowego. Niestety codziennie muszę się zmagać z chaosem. I chyba jak wiele osób szukam przestrzeni w której będę mógł się łatwiej odnaleźć. Pisanie bloga jest chyba najłatwiejsze ponieważ można to robić o każdej porze bez względu na pogodę. W przeciwieństwie do jazdy rowerem która jest zależna od aury i nie każdy czas się na nią nadaje. A muszę tu szczerze przyznać, że jazdę na rowerze bardzo lubię. Żeby nadać jakieś głębsze znaczenie mojemu pisaniu otworzę nowy wątek i napisze coś o domu na wsi nad którym pracujemy. Ale to następnym razem.

  12. 2008-05-07
    Wciąż żyję i mam się dobrze. Udało się mi z żoną wprowadzić do naszego domu. Czeka nas co prawda jeszcze wiele pracy jednak jest fajnie być na swoim. Moja kobieta trochę narzeka, że to wieś i odludzie, że nie ma znajomych w okolicy. Ale ogólnie to chyba też się cieszy, ja w każdym razie bardzo.

  13. 2009-02-04 Bociany - 31.01.2009, pierwsze w tym roku.
    Podczas ostatniego mojego wyjazdu do Niemiec udało mi się zobaczyć pierwsze w tym roku bociany koło Hannoveru w okolicy miejscowości Bad Nendorf.

wtorek, 2 lutego 2010

Dbaj o siebie.




Dbaj o siebie - praktyczne rady dla kobiet żyjących na wsi, książka wydaną w roku 1966. Polecam wszystkim kilka najbardziej soczystych cytatów:


Regularne oddawanie stolca, częste opróżnianie pęcherza też dodatnio wpływają na samopoczucie kobiety.
Trzeba koniecznie i obowiązkowo mieć w domu oddzielną dużą miednicę do mycia się i mniejszą miedniczkę do podmywania (...) Karmienie w miednicy prosiąt, cieląt lub kur jest niedopuszczalne.
Do wycierania nóg powinno się mieć ręcznik lub czystą ściereczkę. Nie można używać do tego celu ścierek do garnków (...).
W zasadzie powinno się chodzić jak najwięcej z gołą głową (...) Jednak do przyrządzania posiłków i dojenia krów należy zakładać na głowę cienką chusteczkę.
Rozpowszechniło się obecnie noszenie butów gumowych - gumiaków. Są one niedrogie, łatwe do utrzymania w czystości i praktyczne na błoto.
Pończochy i skarpety powinny być czyste, aby nie cuchnęły potem. Gdy się drą, trzeba je wycerować albo wprawić całe pięty, a nawet stopy z cholewki starej pończochy.
Częstość zbliżeń małżeńskich jest zależna od wieku, temperamentu, stanu zdrowia, wykonywanej pracy itp. Nie ma co do tego jakichś szczególnych zaleceń poza tym, że najodpowiedniejsze są godziny wieczorne przed snem, aby małżonkowie mogli wypocząć do rana. Stroną kierującą w intymnym życiu małżeńskim jest mężczyzna, bo tak jest zbudowany i takie już jest prawo przyrody.
Do obowiązków małżeńskich kobiety należy współuczestniczenie w zbliżeniu płciowym, a nawet troska o nadanie mu atrakcyjniejszej, bardziej estetycznej i higienicznej oprawy.
środki zapobiegające ciąży (środki antykoncepcyjne) można nabyć w każdej aptece bez recepty, inne dla mężczyzn, a inne dla kobiet. Dla mężczyzn są osłonki gumowe czy nylonowe, tak zwane
prezerwatywy (...) Lecz i ten środek nie jest całkowicie pewny, bo osłonka może pęknąć.
Jak może mąż dbać o żonę? Po pierwsze: nie ciągać żony bez nadzwyczajnej potrzeby do ciężkich prac w polu i w obejściu. WeĽmy przykładowo nakładanie na wóz gnoju lub rozrzucanie go po polu.
Majtki powinna nosić w zimie i w lecie każda kobieta, młoda czy stara. Chronią one organy rodne kobiety przed przeziębieniem i przed dostaniem się do nich kurzu z różnymi zarazkami (...) Można sobie u kupnych majtek podłużyć nogawki doszywając kawałki ze starych tegoż koloru lub dorobić szydełkiem czy na drutach (...) Majtki powinny być zawsze czyste. Aby się w kroku szybko nie zabrudziły i nie cuchnęły moczem, nie trzeba po oddaniu moczu podrywać się za prędko, ale osuszyć krocze specjalnym papierem higienicznym, ligniną czy kawałkiem starej, czystej szmatki.
Podajemy jeszcze jeden prosty i wygodny sposób urządzenia sobie kąpieli, mianowicie w mocnym plastykowym worku przeciwmolowym. W kąciku do mycia albo wprost w izbie, a w lecie nawet w jakiejś zamkniętej sieni, drewutni czy stodole rozebrać się i wejść do tego plastykowego worka ustawionego dnem na podłodze lub na ziemi i zawiniętego jak do wsypania do worka pierwszego koszyka ziemniaków.
Bardzo zalecane jest np. stosowanie zamiast kremu świeżo wytopionego smalcu (nie solonego!). Podobno w wielu krajach kobiety używają go z powodzeniem.
Jeśli ma się zapalenie warg dolnych (sromowych) (...)
Praktyczne mężatki przygotowują sobie czyściutką szmatkę lub specjalny miękki ręcznik do wytarcia się od dołu zaraz po stosunku z mężem (ruchem w tył ciała), by nie wycierać się koszulą i nie brudzić pościeli.
Po umyciu twarzy należy oczy tylko wysuszyć ręcznikiem, przykładając go lekko do oczu. Nie wolno ich trzeć ręcznikiem czy wgniatać.
(...) podpaski można nabyć gotowe, ale każda kobieta może sobie także je bez żadnego kosztu sama uszyć (...) Podpaski trzeba często zmieniać - bardzo niezdrowo i nieprzyjemnie jest nosić zbyt mokre czy zaschnięte. Zdjęte podpaski moczy się w zimnej wodzie przez kilka godzin, potem płucze, pierze mydłem w gorącej wodzie i wygotowuje. Idąc w gości lub w drogę, trzeba wziąć z sobą podpaskę na zmianę. Aby brudnej nie nosić ze sobą, zrobić na drogę taką, którą można by zakopać lub wyrzucić do ustępu.
Głowę należy myć przynajmniej co 2-3 tygodnie specjalnym szamponem do włosów lub delikatnym mydłem (...) Gnidy - bardzo szpecą kobietę, bo są jakby szyldzikiem z napisem, że we włosach jest albo było robactwo.
Nie powinno się trzymać w jamie ustnej zepsutych zębów ani korzeni - trzeba je usunąć (...) Gdy nie ma własnych zębów, powinno się wstawić zęby sztuczne.
W lecie dobrze jest zwilżyć piasek czy trociny wrzątkiem odchody drobiu wnosi się potem do sieni i do izby. W dodatku w lecie ściągają do tych resztek chmary much z całej okolicy, cisnąc się drzwiami i oknami do kuchni, gdzie z nogami umazanymi w kurzym pomiocie łażą po naszym jedzeniu i wpadają w garnki (...) Nie można pozwolić na to, by tuż przed progiem dzieci załatwiały swoje potrzeby naturalne.
Ustęp w obejściu potrzebny jest bardzo domownikom, a przede wszystkim kobietom, które bardziej narażone są na zaziębienie przy załatwianiu swojej potrzeby na dworze. Brak ustępu źle działa także na samopoczucie kobiety, bo zamiast wygodnie usiąść w ustępie, musi się rozglądać, aby jej kucającej ktoś nie naszedł. A i muchy przylatujące wprost z ludzkich, nie zakrytych, odchodów - najpierw kobiecie przy garnkach dokuczają. Kobieta, czując się odpowiedzialna za zdrowie rodziny i swoje, powinna być stanowcza w domaganiu się, żeby przy jej obejściu stał odpowiedni, szczelnie zbudowany ustęp zamykany, zakryty od dołu, aby wiatr nie podwiewał i muchy nie miały dostępu.
Dorosłej, zdrowej osobie można zrobić lewatywę nawet w pozycji zgiętej jak do kopania ziemniaków. Po mniej więcej 5 minutach chory oddaje stolec.
(...) muchy świetnie łapią się w zawieszoną na noc u pułapu izby miotłę z bylicy, pokropioną mlekiem lub serwatką. W nocy wszystkie muchy wejdą w bylicę, rano, skoro świt, trzeba na nią od dołu naciągnąć worek, razem z nim zdjąć bylicę z gwoździa i oblać wrzątkiem.
Wesz łonowa, zwaną "mendewesz", oblepia skórę owłosioną w dolnej części ciała. Łatwo ją skądziś przywlec do domu, ale i łatwo wytępić, posypując miejsca przez nią zaatakowane azotoksem lub nacierając octem sabadylowym.

Maszynka do świerkania.

Maszynka Do swierkania