Dzisiaj około południa nadeszła burza która zastała moją zonę samą w domu. Jedyne co mogła zrobić to wziąć kota pod pachę i uciec na niższe piętra. Zaskoczyła ją nagła ciemność i gałęzie uderzające o okna, wystraszyła się, że wiatr może powybijać szyby bądź zerwać dach.
Ja niestety w tym czasie byłem w pracy, gdy odebrałem telefon od niej to już burza i wichura zaczęła nieco przechodzić. Wsiadłem do samochodu i gdy dojechałem do domu to zobaczyłem to co widać na zdjęciach, Aneta zdążyła już nieco uprzątnąć koło namiotu ogrodowego który ucierpiał najbardziej.
Drogowcy zdążyli uprzątnąć wierzbę która opadła na most i całkowicie zablokowała drogę.
Zerwane konary i gałęzie z naszej wierzby w ogrodzie wiatr przygnał do warzywniaka oraz nawet do odległego o jakieś 60 - 70 metrów miejsca gzie składujemy drewno.
Wiatr przełamał częściowo jedno z naszych pierwszych samodzielnie zasadzonych drzewek - teraz jest ono w gipsie. Jest to miniaturowa wierzba ozdobna, mamy nadzieję, że uda się je uratować i pień się zrośnie.
Wiatr natrząsł wielką ilość jabłek z papierówki. Na nasze szczęście dom nie ucierpiał, wlało się jedynie trochę wody do wielkiej sali na dole przez jedno ze starych okien, przepuściło wodę też jedno nowe okno - może z powodu błędu w montażu o którym wcześniej nie wiedzieliśmy. Dach na szczęście jest na miejscu i wszystkie szyby w oknach są całe chociaż oberwały gałęziami.
Reszta wsi prawie wcale nie ucierpiała, główny pas wiatru przechodził przez pola koło naszego domu. Zwaliło się też trochę drzew na drogę krajową i była ona zamknięta przez dłuższy czas wynikiem czego utworzył się kilkukilometrowy korek.
To wszystko - na szczęście.
Trudno jest napisać coś znaczącego, na pewno nie stworzę swoim blogiem strzelistego aktu. Będą tu zawarte moje spostrzeżenia, głupie myśli oraz inne takie tam. Ogólnie to subiektywna "relacja z życia" widziana po mojemu.
piątek, 19 sierpnia 2011
czwartek, 18 sierpnia 2011
Kacerzinto - na pocieszenie.
Po tych wszystkich okropnościach wojny chcę pokazać zdjęcia młodego Kacerzinto. Gdyby ktoś chciał przygarnąć młodego kotka to jest on wciąż do oddania.
poniedziałek, 15 sierpnia 2011
Kroniki wojenne - walka z osami.
Mija kolejna doba jak wypatrzyłem gniazdo os na trawniku w ogrodzie za domem. Całe szczęście bo gdyby żona przypadkiem najechała na nie kosiarką - a tego dnia miała kosić, to mogłoby to się źle skończyć.
- dzień pierwszy, czwartek - przypadkiem o poranku oprowadzając psy po podwórzu w jednej z dziur po nornicach dostrzegam osy. Pierwsze co próbowałem zrobić to zasypać otwór ziemią z kretowiska rzucając ją z oddali, wzbudziło to przy okazji zainteresowanie Amika który zaraz zbliżył się do gniazda, przypłacił to chyba dwoma ukąszeniami i stadkiem os goniących go przez parę metrów . Po chwili zarzucania gniazda gdy wydawało mi się, że zasypałem otwór jedna z os wleciała mi pod sweter i dwukrotnie ugryzła minę pod pachą - oddaliłem się pospiesznie do domu. Cała historia działa się przed śniadaniem, po śniadaniu gdy zajrzałem ponownie do os to okazało się, że się odkopały. Postanowiłem więc je trochę podtruć, niestety mogłem temu poświęcić czas dopiero wieczorem. Wieczorem znalazłem kilka trucizn: na mszyce, na owady biegające. Wlałem to wszystko do plecaka ( opryskiwacz ogrodowy- zbiornik z pompką i lancą) w którym była jeszcze odrobina kwasu którym zwalczałem chwasty, wymieszałem dokładnie. Po czym napompowałem do maksymalnego ciśnienia i udałem się w kierunku gniazda. Uruchomiłem opryskiwacz tuż przed gniazdem i zatknąłem szybko lancę wgłąb otworu no i oczywiście uciekłem.
- dzień drugi, piątek - o poranku przed śniadaniem poszedłem w kierunku gniazda. Było tam kilka trupów, odciągnąłem pozostawiony na noc opryskiwacz, napompowałem go i zatknąłem do dziury ponownie. Po śniadaniu gdy wróciłem to okazało się, że wiele os żyje, schowałem opryskiwacz. Pojechałem do pracy, około południa zadzwoniłem do Anety aby się jej zapytać jak wygląda sytuacja, usłyszałem, że osy są twarde i żyją. Po jakimś czasie w pracy przyszedł mi do głowy diaboliczny pomysł. Postanowiłem użyć kosiarki do trawy wykorzystując przy tym naturalną agresję os. wymyśliłem, że wprowadzę włączoną kosiarkę nad ich gniazdo i pozostawię ją tam na jakiś czas tak aby poszatkował je pracujący nóż. Po południu wziąłem jedną z kosiarek zrealizowałem mój plan: włączyłem maszynę, wprowadziłem ją nad gniazdo i szybko uciekłem, niestety nie wszystkie były w gnieździe. Część os gdy zobaczyła stojącą kosiarkę nad gniazdem wróciła i krążyła nad nią wściekle. W związku z tym musiałem poczekać aż się skończy paliwo w kosiarce bo rój nad nią był za duży aby się zbliżyć i wyłączyć silnik wcześniej. Kosiarka pracowała przez około trzydzieści minut, gdy ucichła odczekałem jeszcze paręnaście minut i odciągnąłem ją szybko znad gniazda. Był wieczór i postanowiłem powtórzyć zabieg w sobotę rano.
- dzień trzeci, sobota - o poranku i pod wieczór ponowiłem zabieg mielenia os.
- dzień czwarty, niedziela - nie wypadało uruchamiać kosiarki bo na wsi to jest grzechem.
- dzień piąty, poniedziałek, święto maryjne - podobnie jak w niedzielę nie wypadało uruchamiać kosiarki bo na wsi to jest grzechem, a tym czasem osy żyją i może odbudowują stado.
- dzień szósty, wtorek - zafundowałem osom z rana około 06.15 mielenie kosiarką. Wieczorem po zmroku uzbroiłem się w szklankę benzyny i udałem się dyskretnie w stronę gniazda. Nawet w świetle latarki udało mi się zajrzeć wgłąb gniazda os - dosłownie - to głęboki tunel. Wlałem szybko benzynę i podpaliłem, nawet nie było to trudne bo osy wydawały się spać. Dorzuciłem też trochę rozpałki do grilla w kostkach aby dłużej podtrzymać ogień. Zobaczymy rano jaki przyniesie to efekt.
- dzień siódmy, środa - wczesnym rankiem poszedłem ocenić efekty traktowania os napalmem - mendy bezczelnie, wciąż uparcie, jakby na przekór mi żyją, wróg bardzo silnie się okopał. Jedynie na skutek wysuszenia ziemi przez ogień zwaliło się wejście do tunelu.
Widok pola bitwy od strony północnej, widać: piach użyty do wypełnienia dziury, ślady po prowadzeniu kosiarki od wschodu oraz okrągły wał z siana będący wynikiem mielenia, wypalona ziemia przy zawalonym wejściu. View of the battlefield from the north side with the remains of struggle: the sand which was used to fill the entrance, ring of milled grass and burned circle by the collapsed entrance.
Zbliżenie gdzie widać jednego z żołnierzy wroga. You can see one of the enemy soldiers.
Koło 18.00 ponowiłem ofensywę ze zdwojoną siłą. Zmiarkowałem też, że wróg w wyniku moich wcześniejszych działań nieco osłabł. Zacząłem od wytoczenia kosiarki i mielenia przez około 10-15 minut. Po czym zrobiłem godzinę przerwy, a w tym czasie niby dla niepoznaki kosiłem sobie trawę na drugim końcu podwórza. Wróciłem grubo po 19.00 z łopatką pełną karbidu który wsypałem wgłąb otworu wlotowego do gniazda. Po czym odpuściłem na jakiś czas, wieczorem około 21.00 podszedłem w okolice gniazda z zapalniczką i dwoma kostkami podpałki do grilla mając nadzieję, że wilgoć zawarta w gruncie uwolni gaz z karbidu. Gdy wrzuciłem do dziury pierwszą podpaloną kostkę ta niestety zgasła - byłem nieco zawiedziony. Podpaliłem drugą i poczekałem aż się mocniej rozżarzy, gdy ją wrzuciłem do otworu: to jak z armaty wystrzelił słupek ognia, a z nim poprzednia rozpałka, ziemia i na pól spalona rozpałka z wczorajszego wieczoru. Jednym słowem się udało. Zaraz po wybuchu ponownie do otworu wrzuciłem jedną z rozpałek tak aby podpalić gaz w środku, jako, że nie było go tam dużo to palił się w głębi spokojnie przez jakąś minutę i zgasł.
Myślę, że ten dzień przeważył szalę zwycięstwa na moją stronę. Sprawdzę jutro czy mi się udało, a warto żeby się powiodło bo trawa w okolicy gniazda jest już bardzo wysoka i trzeba dokończyć koszenie.
- dzień ósmy, czwartek - poszedłem o poranku około szóstej rano przez rosę w sandałach aby sprawdzić efekt moich wczorajszych działań, gniazdo wydawało się opustoszałe, żadnej osy w pobliżu. Widok był pocieszający, niestety moja radość nie trwała za długo. Ponieważ w okolice gniazda udałem się ponownie koło 08.00 przed wyjazdem do pracy i o dziwo pojawiły się osy - 5 do 8 osobników - bezczelność i wredota os nie zna granic. Jak one mogły po tym wszystkim co dla nich zrobiłem ?
Cóż jechałem do pracy i tylko mogłem popatrzeć z żalem, że jeszcze żyją. Gdy wróciłem do domu około 19.00 to gniazdo wydawało się znów zupełnie opustoszałe. Jest zatem możliwe, że były to tylko niedobitki. W każdym razie dla pewności około 20.00 dosypałem jeszcze łopatkę kalichlorków (karbidu), przysypałem ziemią i przydeptałem starannie wejście do gniazda. Zobaczymy czy się będą odkopywać.
- dzień dziewiąty, piątek - wydaje się, że osy jednak poległy.
Dopisek z dnia 01.07.2012
- postanowiłem zamieścić dodatkową informację bo wiem, że wiele osób trafia na ten post poszukując sposobu na osy.
Dwa dni temu zauważyliśmy nowe gniazdo os tuż koło naszego namiotu gdzie mamy krzesełka i wypoczywamy za domem. Spodziewałem się ponownej długiej batalii, przypadkiem mój tato doradził aby do gniazda wlać wrzątek ponieważ jeżeli nawet nie poleje się os bezpośrednio to i tak mogą poważnie ucierpieć od gorącej pary wodnej.
W sobotę około godziny 23.00 gdy wszystkie osy mogły być już w gnieździe zagotowałem pełen czajnik wody (około 1,7 L) i podszedłem w okolice gniazda. Z głębi otworu patrzył na mnie strażnik, widziałem go w świetle latarki. Po krótkiej chwili namysłu wlałem całą zawartość czajnika do otworu, gdy tak wlewałem wodę to para parzyła mi nieco dłoń. Oczywiście strażnika spłukało do środka.
Zaparzyłem jeszcze szybko kolejny czajnik i wróciłem po chwili z kolejną porcją wrzątku którą ponownie wlałem do otworu.
Gdy w niedzielę poszedłem sprawdzić jak się mają osy - wszystkie nie żyły. Sposób okazał się bardzo prosty i skuteczny, szczerze polecam.
Może ktoś ma jakieś inne pomysły jak zwalczyć osy w ziemi nie będąc przy tym pokąsanym, proszę o komentarze :-).
- dzień pierwszy, czwartek - przypadkiem o poranku oprowadzając psy po podwórzu w jednej z dziur po nornicach dostrzegam osy. Pierwsze co próbowałem zrobić to zasypać otwór ziemią z kretowiska rzucając ją z oddali, wzbudziło to przy okazji zainteresowanie Amika który zaraz zbliżył się do gniazda, przypłacił to chyba dwoma ukąszeniami i stadkiem os goniących go przez parę metrów . Po chwili zarzucania gniazda gdy wydawało mi się, że zasypałem otwór jedna z os wleciała mi pod sweter i dwukrotnie ugryzła minę pod pachą - oddaliłem się pospiesznie do domu. Cała historia działa się przed śniadaniem, po śniadaniu gdy zajrzałem ponownie do os to okazało się, że się odkopały. Postanowiłem więc je trochę podtruć, niestety mogłem temu poświęcić czas dopiero wieczorem. Wieczorem znalazłem kilka trucizn: na mszyce, na owady biegające. Wlałem to wszystko do plecaka ( opryskiwacz ogrodowy- zbiornik z pompką i lancą) w którym była jeszcze odrobina kwasu którym zwalczałem chwasty, wymieszałem dokładnie. Po czym napompowałem do maksymalnego ciśnienia i udałem się w kierunku gniazda. Uruchomiłem opryskiwacz tuż przed gniazdem i zatknąłem szybko lancę wgłąb otworu no i oczywiście uciekłem.
- dzień drugi, piątek - o poranku przed śniadaniem poszedłem w kierunku gniazda. Było tam kilka trupów, odciągnąłem pozostawiony na noc opryskiwacz, napompowałem go i zatknąłem do dziury ponownie. Po śniadaniu gdy wróciłem to okazało się, że wiele os żyje, schowałem opryskiwacz. Pojechałem do pracy, około południa zadzwoniłem do Anety aby się jej zapytać jak wygląda sytuacja, usłyszałem, że osy są twarde i żyją. Po jakimś czasie w pracy przyszedł mi do głowy diaboliczny pomysł. Postanowiłem użyć kosiarki do trawy wykorzystując przy tym naturalną agresję os. wymyśliłem, że wprowadzę włączoną kosiarkę nad ich gniazdo i pozostawię ją tam na jakiś czas tak aby poszatkował je pracujący nóż. Po południu wziąłem jedną z kosiarek zrealizowałem mój plan: włączyłem maszynę, wprowadziłem ją nad gniazdo i szybko uciekłem, niestety nie wszystkie były w gnieździe. Część os gdy zobaczyła stojącą kosiarkę nad gniazdem wróciła i krążyła nad nią wściekle. W związku z tym musiałem poczekać aż się skończy paliwo w kosiarce bo rój nad nią był za duży aby się zbliżyć i wyłączyć silnik wcześniej. Kosiarka pracowała przez około trzydzieści minut, gdy ucichła odczekałem jeszcze paręnaście minut i odciągnąłem ją szybko znad gniazda. Był wieczór i postanowiłem powtórzyć zabieg w sobotę rano.
- dzień trzeci, sobota - o poranku i pod wieczór ponowiłem zabieg mielenia os.
- dzień czwarty, niedziela - nie wypadało uruchamiać kosiarki bo na wsi to jest grzechem.
- dzień piąty, poniedziałek, święto maryjne - podobnie jak w niedzielę nie wypadało uruchamiać kosiarki bo na wsi to jest grzechem, a tym czasem osy żyją i może odbudowują stado.
- dzień szósty, wtorek - zafundowałem osom z rana około 06.15 mielenie kosiarką. Wieczorem po zmroku uzbroiłem się w szklankę benzyny i udałem się dyskretnie w stronę gniazda. Nawet w świetle latarki udało mi się zajrzeć wgłąb gniazda os - dosłownie - to głęboki tunel. Wlałem szybko benzynę i podpaliłem, nawet nie było to trudne bo osy wydawały się spać. Dorzuciłem też trochę rozpałki do grilla w kostkach aby dłużej podtrzymać ogień. Zobaczymy rano jaki przyniesie to efekt.
- dzień siódmy, środa - wczesnym rankiem poszedłem ocenić efekty traktowania os napalmem - mendy bezczelnie, wciąż uparcie, jakby na przekór mi żyją, wróg bardzo silnie się okopał. Jedynie na skutek wysuszenia ziemi przez ogień zwaliło się wejście do tunelu.
Widok pola bitwy od strony północnej, widać: piach użyty do wypełnienia dziury, ślady po prowadzeniu kosiarki od wschodu oraz okrągły wał z siana będący wynikiem mielenia, wypalona ziemia przy zawalonym wejściu. View of the battlefield from the north side with the remains of struggle: the sand which was used to fill the entrance, ring of milled grass and burned circle by the collapsed entrance.
Zbliżenie gdzie widać jednego z żołnierzy wroga. You can see one of the enemy soldiers.
Koło 18.00 ponowiłem ofensywę ze zdwojoną siłą. Zmiarkowałem też, że wróg w wyniku moich wcześniejszych działań nieco osłabł. Zacząłem od wytoczenia kosiarki i mielenia przez około 10-15 minut. Po czym zrobiłem godzinę przerwy, a w tym czasie niby dla niepoznaki kosiłem sobie trawę na drugim końcu podwórza. Wróciłem grubo po 19.00 z łopatką pełną karbidu który wsypałem wgłąb otworu wlotowego do gniazda. Po czym odpuściłem na jakiś czas, wieczorem około 21.00 podszedłem w okolice gniazda z zapalniczką i dwoma kostkami podpałki do grilla mając nadzieję, że wilgoć zawarta w gruncie uwolni gaz z karbidu. Gdy wrzuciłem do dziury pierwszą podpaloną kostkę ta niestety zgasła - byłem nieco zawiedziony. Podpaliłem drugą i poczekałem aż się mocniej rozżarzy, gdy ją wrzuciłem do otworu: to jak z armaty wystrzelił słupek ognia, a z nim poprzednia rozpałka, ziemia i na pól spalona rozpałka z wczorajszego wieczoru. Jednym słowem się udało. Zaraz po wybuchu ponownie do otworu wrzuciłem jedną z rozpałek tak aby podpalić gaz w środku, jako, że nie było go tam dużo to palił się w głębi spokojnie przez jakąś minutę i zgasł.
Myślę, że ten dzień przeważył szalę zwycięstwa na moją stronę. Sprawdzę jutro czy mi się udało, a warto żeby się powiodło bo trawa w okolicy gniazda jest już bardzo wysoka i trzeba dokończyć koszenie.
- dzień ósmy, czwartek - poszedłem o poranku około szóstej rano przez rosę w sandałach aby sprawdzić efekt moich wczorajszych działań, gniazdo wydawało się opustoszałe, żadnej osy w pobliżu. Widok był pocieszający, niestety moja radość nie trwała za długo. Ponieważ w okolice gniazda udałem się ponownie koło 08.00 przed wyjazdem do pracy i o dziwo pojawiły się osy - 5 do 8 osobników - bezczelność i wredota os nie zna granic. Jak one mogły po tym wszystkim co dla nich zrobiłem ?
Cóż jechałem do pracy i tylko mogłem popatrzeć z żalem, że jeszcze żyją. Gdy wróciłem do domu około 19.00 to gniazdo wydawało się znów zupełnie opustoszałe. Jest zatem możliwe, że były to tylko niedobitki. W każdym razie dla pewności około 20.00 dosypałem jeszcze łopatkę kalichlorków (karbidu), przysypałem ziemią i przydeptałem starannie wejście do gniazda. Zobaczymy czy się będą odkopywać.
- dzień dziewiąty, piątek - wydaje się, że osy jednak poległy.
Dopisek z dnia 01.07.2012
- postanowiłem zamieścić dodatkową informację bo wiem, że wiele osób trafia na ten post poszukując sposobu na osy.
Dwa dni temu zauważyliśmy nowe gniazdo os tuż koło naszego namiotu gdzie mamy krzesełka i wypoczywamy za domem. Spodziewałem się ponownej długiej batalii, przypadkiem mój tato doradził aby do gniazda wlać wrzątek ponieważ jeżeli nawet nie poleje się os bezpośrednio to i tak mogą poważnie ucierpieć od gorącej pary wodnej.
W sobotę około godziny 23.00 gdy wszystkie osy mogły być już w gnieździe zagotowałem pełen czajnik wody (około 1,7 L) i podszedłem w okolice gniazda. Z głębi otworu patrzył na mnie strażnik, widziałem go w świetle latarki. Po krótkiej chwili namysłu wlałem całą zawartość czajnika do otworu, gdy tak wlewałem wodę to para parzyła mi nieco dłoń. Oczywiście strażnika spłukało do środka.
Zaparzyłem jeszcze szybko kolejny czajnik i wróciłem po chwili z kolejną porcją wrzątku którą ponownie wlałem do otworu.
Gdy w niedzielę poszedłem sprawdzić jak się mają osy - wszystkie nie żyły. Sposób okazał się bardzo prosty i skuteczny, szczerze polecam.
Może ktoś ma jakieś inne pomysły jak zwalczyć osy w ziemi nie będąc przy tym pokąsanym, proszę o komentarze :-).
poniedziałek, 8 sierpnia 2011
Koci sen.
Ganek jest pod okupacją kotów i aby kotom krzywda się nie stała musimy ograniczać bytowanie psów na dworze. Tak przy okazji ten mały to ostatni z majowego miotu kocicy - wciąż czeka na nowego właściciela więc ogłoszenie o zapisach na koty jest wciąż aktualne.
Subskrybuj:
Posty (Atom)