Wraz ze zbliżającą się wiosną nasza sąsiadka coraz częściej wypasa kury. Ostatnio nawet aby odstraszać Amika ubrała kurtkę z firmy ochroniarskiej.
Jednak to ubranie nie pomaga. Sprawdzamy obsesyjnie czy przypadkiem nie ma kur na łące za domem. Już kilkakrotnie byliśmy o kilka sekund wolniejsi od naszego psa. I chociaż ma kaganiec to i tak potrafi wyrwać kilka piór z kurzego grzbietu. To chyba największy łowczy we wsi, wspomnę, że jego ofiarą często padają myszy i krety na które uwielbia polować, jest reduktorem kur - wiemy o trzech przypadkach, jest też anihilatorem kotów - ma co najmniej dwa na sumieniu. Na szczęście Kacerza i Kocicę wydaje się łaskawie tolerować.
Jednak wszystkie dotychczasowe wyczyny wydają się niczym w porównaniu do tego co dzisiaj Amik dokonał. Otóż gdy rano wyczesywałem go na podwórzu za domem był dziwnie niespokojny. Cały czas wodził oczami za Daisy która chodziła i czegoś szukała na łące, co jakiś czas skomlał i nawet próbował mi się wyrwać. Gdy skończyłem i wypuściłem go wolno od razu pobiegł na łąkę i skierował się w szuwary przy zakolu rzeki. Po chwili przy szuwarach była też Daisy jednak ona krążyła tylko do okoła, a Amik zapuścił się w ich środek.
Po kilku sekundach usłyszałem szczekanie psów i widziałem jak poruszają się szuwary łamane przez wyskakującego chwilami Amika. Zrobił się mały harmider, zacząłem przywoływać psy bo wydało mi się to trochę dziwne. Tym razem na moje wołania zareagowała pierwsza Daisy i powoli przybiegła, natomiast Amik wciąż się kotłował w szuwarach. Nie mogąc go przywołać postanowiłem, że pójdę i sprawdzę osobiście co się dzieje. Przez chwilę pomyślałem, że może tam być jakieś zwierzę, może dzik, a ja idę z gołymi rękami. W każdym razie szedłem przez łąkę wciąż wołając psa, a on nie reagował jedynie wydawał się biegać po szuwarach poszczekując głośno. Gdy pokonałem już prawie dwie trzecie długości łąki i wołałem coraz głośniej to poruszenie w szuwarach jakby się wzmogło i nagle z chaszczy wybiegł dzik biegnąc w kierunku rzeki i próbując ją przekroczyć, a Amik oczywiście za nim. Szczęście, że dzik starał się uciekać - ciekawe co by się stało gdyby biegł w moim kierunku, a ja stoję samiutki na środku łąki :-). No był przy mnie Dejziarz ale przecież ona była w kagańcu i ciągnęła się jakoś wyjątkowo ospale z tyłu - trochę nie w jej stylu. W każdym razie może kalkulowała sobie, że w kagańcu nie będzie ryzykować spotkania ze sporym dzikiem. Natomiast Amik wręcz przeciwnie nie zważając na kratę na pysku próbował atakować dzika który był co najmniej dwukrotnie od niego większy.
Gdy dzik i Amik wybiegli w kierunku rzeki, a następnie ją przekroczyli to ja w osłupieniu na chwilę przestałem wołać za psem jednak po kilku sekundach próbowałem go przywoływać - niestety bezskutecznie. Jego myśliwski instynkt był silniejszy i biegł u boku dzika przez pola, czasami nieco go wyprzedzając próbował zachodzić mu drogę. Gdy tak obserwowałem jak Amik z dzikiem biegną przez pola za rzeką to nawet wydało mi się to w pewien sposób zabawne - wyglądali jak dwa biegnące w zabawie psy - było to trochę nieracjonalne skojarzenie ale takie właśnie miałem. Bałem się przy tym, że dzik może zrobić Amikowi krzywdę bo przecież ma ostre kły, a pies nie może się bronić przez kaganiec.
Po jakimś czasie pomimo moich przywoływań Amik zniknął za wzgórzem w pogoni za swoją ofiarą. Byłem ciekaw kiedy wróci, ostatecznie ja się poddałem i poszedłem do domu zjeść śniadanie. Po jakimś czasie zobaczyłem go z okna jak napuszony i dumny wraca.
Tak oto nasz pies uratował wieś przed dzikiem.