U nas roztopy w pełni, rzeczka wezbrała, jak na razie jeszcze nam nie zagraża, oby nie padało to piwnica pozostanie sucha.
Niestety po kilku tygodniach mrozów świat wygląda szaro.
U nas jest brzydko ale brzydsze są miasta jedynie pocieszeniem może być fakt, że w miastach w miejscach osłoniętych murami jest cieplej. To właśnie w miastach na skwerach i w parkach nieśmiało choć w dużej ilości objawiły się spod śniegu i lodu pierwsze kwiaty przedwiośnia - psieńce. Te delikatne i kruche rośliny swym kolorem zdobią trawniki, porastają głównie wzdłuż deptaków i ścieżek. Trzeba uważać by ich nie rozdeptać.
Ostatnio dużą ilość psieńców obserwuję gdy nieraz zabieram ze sobą nasze psy do pracy i muszę je wyprowadzać. Oczywiście one też są "siewcami".
Na wsi psieńce są większą rzadkością ;-)
Czekamy z niecierpliwością na krokusy i przebiśniegi które powinny pojawić się niebawem.
Trudno jest napisać coś znaczącego, na pewno nie stworzę swoim blogiem strzelistego aktu. Będą tu zawarte moje spostrzeżenia, głupie myśli oraz inne takie tam. Ogólnie to subiektywna "relacja z życia" widziana po mojemu.
piątek, 24 lutego 2012
niedziela, 19 lutego 2012
Roztopy.
Widok przez mokrą szybę naszego okna na piętrze.
Przed chwilą w karmniku za oknem pojawił się dziwny, wymoknięty ptak który wyglądał na szpaka, czyżby już szpaki przyleciały ?
Przed chwilą w karmniku za oknem pojawił się dziwny, wymoknięty ptak który wyglądał na szpaka, czyżby już szpaki przyleciały ?
środa, 15 lutego 2012
Zima gryzie na odchodnym.
Zima gryzie na odchodnym - to jest prawidłowość która powtarza się w ostatnich latach. Nie wiem czy było tak wcześniej bo za krótko żyję.
Dzisiaj rano obraz za oknem wyglądał jakby inaczej, nie spodziewaliśmy się tego - wszystko w ciągu nocy pokryło się śniegiem. Spadło go z kilkanaście centymetrów. Prz tym wiał bardzo silny wiatr, tak, że powstała zadymka która zakleiła niemal wszystkie okna w domu i otynkowała śniegiem ściany budynku na biało.
Poświęciłem ze 30 minut na odśnieżenie podjazdu. Zabawne, a może i nie, było to, że na początek gdy wypuściłem psy na pierwsze poranne siku to przy okazji postanowiłem odśnieżyć ganek. Usunąłem całkiem sporo śniegu, wstępnie użyłem łopaty i wymiotłem dokładnie resztę.
Podczas gdy psy biegały po podwórzu to ja przygotowywałem im oraz kotom żarcie. Gdy po około 10-15 minutach poszedłem aby przywołać psy na śniadanie to ganek wyglądał tak jak bym go przedtem nie odśnieżał.
Jak już wcześniej napisałem zdecydowałem się odśnieżyć podjazd, zrobiłem to pomimo złych doświadczeń z gankiem. Ponieważ po pierwsze było mi to potrzebne aby łatwiej wyjechać transitem, a po drugie wydawało mi się, że się nieco przejaśnia i gdy odgarnę śnieg to zawsze będzie mniej na później nawet jeżeli dopada nowy.
Dodatkowo ponownie odśnieżyłem ganek.
Gdy ostatecznie wyjechałem do pracy to nawet nie padało. Śnieg jednak nie powiedział ostatniego słowa i koło południa zaczął znów padać bardzo intensywnie. Napadało go tak dużo, że z pracy do domu zdecydowałem się wrócić krajówką zamiast skrótem przez wioski, wciąż pamiętam jak dwa lata temu utkałem w zaspie na kilka godzin zaledwie 1,5 do 2 km od domu - dla ciekawych link:
http://jedliska.blogspot.com/2010/01/mocny-czwartek-28012010.html
Po tym jak wróciłem do domu okazało się, że podwórze było ponownie całe zasypane śniegiem, wjechałem na nie z ulicy siłą rozpędu. Warstwa tynku ze śniegu na ścianach domu nieco przyrosła. Jutro rano będę musiał ponownie odśnieżyć podjazd, a już miałem nadzieję, że nie użyję moich łopat śniegowych w tym roku.
Całe szczęście, że Kacerz w zaistniałej sytuacji wykazuje wyjątkowe opanowanie.
Dzisiaj rano obraz za oknem wyglądał jakby inaczej, nie spodziewaliśmy się tego - wszystko w ciągu nocy pokryło się śniegiem. Spadło go z kilkanaście centymetrów. Prz tym wiał bardzo silny wiatr, tak, że powstała zadymka która zakleiła niemal wszystkie okna w domu i otynkowała śniegiem ściany budynku na biało.
Poświęciłem ze 30 minut na odśnieżenie podjazdu. Zabawne, a może i nie, było to, że na początek gdy wypuściłem psy na pierwsze poranne siku to przy okazji postanowiłem odśnieżyć ganek. Usunąłem całkiem sporo śniegu, wstępnie użyłem łopaty i wymiotłem dokładnie resztę.
Podczas gdy psy biegały po podwórzu to ja przygotowywałem im oraz kotom żarcie. Gdy po około 10-15 minutach poszedłem aby przywołać psy na śniadanie to ganek wyglądał tak jak bym go przedtem nie odśnieżał.
Jak już wcześniej napisałem zdecydowałem się odśnieżyć podjazd, zrobiłem to pomimo złych doświadczeń z gankiem. Ponieważ po pierwsze było mi to potrzebne aby łatwiej wyjechać transitem, a po drugie wydawało mi się, że się nieco przejaśnia i gdy odgarnę śnieg to zawsze będzie mniej na później nawet jeżeli dopada nowy.
Dodatkowo ponownie odśnieżyłem ganek.
Gdy ostatecznie wyjechałem do pracy to nawet nie padało. Śnieg jednak nie powiedział ostatniego słowa i koło południa zaczął znów padać bardzo intensywnie. Napadało go tak dużo, że z pracy do domu zdecydowałem się wrócić krajówką zamiast skrótem przez wioski, wciąż pamiętam jak dwa lata temu utkałem w zaspie na kilka godzin zaledwie 1,5 do 2 km od domu - dla ciekawych link:
http://jedliska.blogspot.com/2010/01/mocny-czwartek-28012010.html
Po tym jak wróciłem do domu okazało się, że podwórze było ponownie całe zasypane śniegiem, wjechałem na nie z ulicy siłą rozpędu. Warstwa tynku ze śniegu na ścianach domu nieco przyrosła. Jutro rano będę musiał ponownie odśnieżyć podjazd, a już miałem nadzieję, że nie użyję moich łopat śniegowych w tym roku.
Całe szczęście, że Kacerz w zaistniałej sytuacji wykazuje wyjątkowe opanowanie.
niedziela, 5 lutego 2012
Zacznę po prostu od początku.
Dzisiejszego dnia wstaliśmy jak to nieraz bywa w niedzielę we wczesnych godzinach porannych o 04.50 - tak nam zadzwonił budzik. Zwlekliśmy się z łóżka kilka minut po piątej. Nieraz w niedzielę w związku z pewnymi sprawami zawodowymi muszę bywać we Wrocławiu. I zawsze przy tej okazji lubimy odwiedzać targowisko pod Młynem Sułkowice. Wstajemy rano bo dobrze jest wrócić do domu w niedzielę choćby przed południem i mieć wolną resztę dnia.
Nie zważając na mrozy (-15 C za oknem o poranku) postanowiliśmy, że pojedziemy obydwoje i spenetrujemy nasz ulubiony targ, a nóż trafi się jakiś antyk w masie holenderskich mebli, lodówek, odkurzaczy i nart które tam można znaleźć. Zjawiliśmy się na placu około 8.30, było bardzo zimno i mało wystawców. Jednak mieliśmy odrobinę szczęścia. Udało się nam kupić intarsjowaną, secesyjną szkatułkę i kieliszki. Właśnie - kupiliśmy słynne dla nas kieliszki które pewien wystawca miał chyba od września 2011. Zawsze się nam one niezmiernie podobały ale cena była wysoka. W zeszłym roku kosztowały 180 zł, w tym kilka niedziel wcześniej 150 zł, ostatecznie nabyłem je za 100 zł. Znałem te kieliszki na pamięć, zawsze gdy przechodziłem koło tego wystawcy to sprawdzałem czy jeszcze ja ma i nieraz próbowałem się targować. Ostatecznie dzisiaj się udało - chyba na nas czekały. Już kilkakrotnie w życiu doświadczyłem czegoś na kształt jak by przedmiot był komuś przypisany i tylko zagubił się w czasie jednak cierpliwie czekał na osobę która była mu sądzona.
Są to moim zdaniem kieliszki z przełomu XIX i XX wieku, ręcznie wykonane ze złoceniami na nóżkach oraz ładnym, szlifowanym wzorem na czarce. Kieliszki są dobrze zachowane, mają duże przetarcia na złoceniach które dodają im wiele uroku. Jesteśmy zadowoleni.
Po powrocie do domu byliśmy nieco zmęczeni i zziębnięci ale szczęśliwi. Zalegliśmy na kanapie przysypiając nieco. Gdy nagle przed obiadem zadzwonił dzwonek do drzwi, ktoś przyjechał. Okazało się, że to mój tato który nie mógł wytrzymać bo od kilku dni ma gotowe listwy ozdobne na przeszklone drzwi do salonu i niecierpliwi się aby wreszcie zawisły na swoim miejscu. Byłem nieco zaspany i nawet miałem pewien żal do taty, że akurat dzisiaj jemu się zachciało ale on się uparł no i postawił na swoim. Po jedno to bardzo dobrze bo praca jest wreszcie zakończona. Ogólnie to zmarudziliśmy prawie dwa lata zanim znalazła się okazja aby zrobić te listwy i je zamontować, to osobna historia. W każdym razie dzisiaj drzwi zostały ostatecznie dokończone i wspaniale się prezentują.
Można je z dumą pokazać światu, dziękujemy Tobie Tato :-)
Dzisiejszego dnia wstaliśmy jak to nieraz bywa w niedzielę we wczesnych godzinach porannych o 04.50 - tak nam zadzwonił budzik. Zwlekliśmy się z łóżka kilka minut po piątej. Nieraz w niedzielę w związku z pewnymi sprawami zawodowymi muszę bywać we Wrocławiu. I zawsze przy tej okazji lubimy odwiedzać targowisko pod Młynem Sułkowice. Wstajemy rano bo dobrze jest wrócić do domu w niedzielę choćby przed południem i mieć wolną resztę dnia.
Nie zważając na mrozy (-15 C za oknem o poranku) postanowiliśmy, że pojedziemy obydwoje i spenetrujemy nasz ulubiony targ, a nóż trafi się jakiś antyk w masie holenderskich mebli, lodówek, odkurzaczy i nart które tam można znaleźć. Zjawiliśmy się na placu około 8.30, było bardzo zimno i mało wystawców. Jednak mieliśmy odrobinę szczęścia. Udało się nam kupić intarsjowaną, secesyjną szkatułkę i kieliszki. Właśnie - kupiliśmy słynne dla nas kieliszki które pewien wystawca miał chyba od września 2011. Zawsze się nam one niezmiernie podobały ale cena była wysoka. W zeszłym roku kosztowały 180 zł, w tym kilka niedziel wcześniej 150 zł, ostatecznie nabyłem je za 100 zł. Znałem te kieliszki na pamięć, zawsze gdy przechodziłem koło tego wystawcy to sprawdzałem czy jeszcze ja ma i nieraz próbowałem się targować. Ostatecznie dzisiaj się udało - chyba na nas czekały. Już kilkakrotnie w życiu doświadczyłem czegoś na kształt jak by przedmiot był komuś przypisany i tylko zagubił się w czasie jednak cierpliwie czekał na osobę która była mu sądzona.
Są to moim zdaniem kieliszki z przełomu XIX i XX wieku, ręcznie wykonane ze złoceniami na nóżkach oraz ładnym, szlifowanym wzorem na czarce. Kieliszki są dobrze zachowane, mają duże przetarcia na złoceniach które dodają im wiele uroku. Jesteśmy zadowoleni.
Po powrocie do domu byliśmy nieco zmęczeni i zziębnięci ale szczęśliwi. Zalegliśmy na kanapie przysypiając nieco. Gdy nagle przed obiadem zadzwonił dzwonek do drzwi, ktoś przyjechał. Okazało się, że to mój tato który nie mógł wytrzymać bo od kilku dni ma gotowe listwy ozdobne na przeszklone drzwi do salonu i niecierpliwi się aby wreszcie zawisły na swoim miejscu. Byłem nieco zaspany i nawet miałem pewien żal do taty, że akurat dzisiaj jemu się zachciało ale on się uparł no i postawił na swoim. Po jedno to bardzo dobrze bo praca jest wreszcie zakończona. Ogólnie to zmarudziliśmy prawie dwa lata zanim znalazła się okazja aby zrobić te listwy i je zamontować, to osobna historia. W każdym razie dzisiaj drzwi zostały ostatecznie dokończone i wspaniale się prezentują.
Można je z dumą pokazać światu, dziękujemy Tobie Tato :-)
Nadejście zimy w środku zimy.
Trochę nie po kolei - to miał być post z 15 stycznia 2012 - jest w tym miejscu ponieważ miałem go edytować i o nim zapomniałem, uruchomiłem go dzisiaj no i jest na szczycie listy.
I komu to przeszkadzało, że było tak ładnie ?
Może pytam po raz kolejny ale zawsze gdy zima powraca to cierpię okrutnie. Nigdy nie rozumiem jak mogą czerpać swoją sadystyczną radość telewizyjni prezenterzy pogody gdy zapowiadają nadejście śniegów.
I komu to przeszkadzało, że było tak ładnie ?
Może pytam po raz kolejny ale zawsze gdy zima powraca to cierpię okrutnie. Nigdy nie rozumiem jak mogą czerpać swoją sadystyczną radość telewizyjni prezenterzy pogody gdy zapowiadają nadejście śniegów.
czwartek, 2 lutego 2012
Zimno.
Chciałem się dzisiaj pochwalić , że mam skuteczny sposób na uruchamianie diesla przy niskich temperaturach. Niestety los bywa przewrotny, mój Transit padł. Wczoraj jeszcze żył, a dzisiaj trzeba było aby odholował go mechanik i przetrzymał trochę w ogrzewanej hali.
W każdym razie z tym uruchamianiem starego diesla w czasie mrozów to przez ostatnie dni nie miałem problemów. Otóż sposób który się sprawdzał podpowiedział mi sąsiad. Rzecz polega na użyciu "samostartu" w sprayu który należy przed uruchomianiem silnika wprowadzić do filtra powietrza. Należy tuż przed pierwszym odpalaniem samochodu o poranku prysnąć sprayem przez sekundę lub dwie do komory filtra powietrza. Ja u siebie mam w tym celu poluzowany nieco zacisk na gumowej rurze która idzie od filtra do kolektora ssącego. Odchylam nieco rurę i pryskam po czym szybko siadam za kierownicą i próbuję uruchomić rozrusznik. Zazwyczaj się sprawdza i auto "odpala na dotyk".
Niestety dzisiaj nawet "samostart" nie pomógł bo rozrusznik kręcił z ledwością, za wolno niestety no i klops. Może ktoś inny ma auto które dzięki temu będzie odpalać, polecam ten sposób bo się sprawdza. Dla niewtajemniczonych pragnę tylko przestrzec, że nie wolno dawać dużych dawek "samostartu" ponieważ grozi to poważnym uszkodzeniem silnika. W małej dawce nie powoduje ujemnych skutków.
Na jutro zapowiadają większe mrozy więc chcąc nie chcąc musiałem zrobić miejsce w garażu i wprowadziłem tam Transita. Garaż to najlepsze rozwiązanie - zawsze się sprawdza o ile ktoś ma. Poprzednich zim w garażu nawet przy - 30 stopniach auto odpalało :-).
Sukces użycia "samostartu" polega na podaniu go przy pierwszej próbie uruchomienia silnika. Wcześniej nie zdawałem sobie z tego sprawy. Używałem tego typu środki gdy uruchomienie silnika było trudne. Jednak robiłem to po kilku próbach gdy akumulator był nieco wyczerpany i nieraz nie przynosiło to efektów. Myślałem nawet, że takie środki są nieskuteczne bo nie wiedziałem, że tajemnica tkwi w ich zastosowaniu gdy akumulator jest w miarę mocny i rozrusznik jeszcze szybko obraca silnikiem.
Niestety jak już wspomniałem dzisiaj nawet samostart nie pomógł bo było zdecydowanie za zimno. Dla mojego samochodu - 17 o poranku to chyba w jego obecnym stanie jest temperatura graniczna poniżej której po prostu pada śmiertelnie. Możliwe, że w nocy było jeszcze zimniej i to przeważyło szalę.
A tak przy okazji to chciałem też opisać fenomen związany z różnicą temperatur zaobserwowałem na naszej posesji. Mamy bardzo duży budynek który skutecznie daje cień po północnej stronie, po obu stronach domu za oknami mamy termometry. Często obserwowaliśmy już różnicę pomiędzy temp w słońcu, a w cieniu w okolicach 10 stopni. Dzisiaj około 8.30 godziny różnica wynosiła około 18 stopni Celsjusza.
Widok od strony podwórza gdzie świeciło słońce + 1 stopień.
Widok os strony północnej, od ulicy: prawie - 17 stopni.
Sprawdziłem temperaturę jeszcze około godziny 10.00 i w słońcu wynosiła prawie + 6 stopni, a w cieniu bez zmian - 17. Zatem różnica temperatur po obu stronach budynku wzrosła do niebotycznych 23 stopni - to jak dotychczas rekord obserwacji.
Jeszcze tylko dwa zdjęcia martwego krajobrazu za oknem: pierwsze zdjęcie to widok na "cieplejszą" stronę,a drugie na północ. W sumie to jest brzydko, a kilka dni temu miałem sen, że jabłonka wypuściła zielone liście.
W każdym razie z tym uruchamianiem starego diesla w czasie mrozów to przez ostatnie dni nie miałem problemów. Otóż sposób który się sprawdzał podpowiedział mi sąsiad. Rzecz polega na użyciu "samostartu" w sprayu który należy przed uruchomianiem silnika wprowadzić do filtra powietrza. Należy tuż przed pierwszym odpalaniem samochodu o poranku prysnąć sprayem przez sekundę lub dwie do komory filtra powietrza. Ja u siebie mam w tym celu poluzowany nieco zacisk na gumowej rurze która idzie od filtra do kolektora ssącego. Odchylam nieco rurę i pryskam po czym szybko siadam za kierownicą i próbuję uruchomić rozrusznik. Zazwyczaj się sprawdza i auto "odpala na dotyk".
Niestety dzisiaj nawet "samostart" nie pomógł bo rozrusznik kręcił z ledwością, za wolno niestety no i klops. Może ktoś inny ma auto które dzięki temu będzie odpalać, polecam ten sposób bo się sprawdza. Dla niewtajemniczonych pragnę tylko przestrzec, że nie wolno dawać dużych dawek "samostartu" ponieważ grozi to poważnym uszkodzeniem silnika. W małej dawce nie powoduje ujemnych skutków.
Na jutro zapowiadają większe mrozy więc chcąc nie chcąc musiałem zrobić miejsce w garażu i wprowadziłem tam Transita. Garaż to najlepsze rozwiązanie - zawsze się sprawdza o ile ktoś ma. Poprzednich zim w garażu nawet przy - 30 stopniach auto odpalało :-).
Sukces użycia "samostartu" polega na podaniu go przy pierwszej próbie uruchomienia silnika. Wcześniej nie zdawałem sobie z tego sprawy. Używałem tego typu środki gdy uruchomienie silnika było trudne. Jednak robiłem to po kilku próbach gdy akumulator był nieco wyczerpany i nieraz nie przynosiło to efektów. Myślałem nawet, że takie środki są nieskuteczne bo nie wiedziałem, że tajemnica tkwi w ich zastosowaniu gdy akumulator jest w miarę mocny i rozrusznik jeszcze szybko obraca silnikiem.
Niestety jak już wspomniałem dzisiaj nawet samostart nie pomógł bo było zdecydowanie za zimno. Dla mojego samochodu - 17 o poranku to chyba w jego obecnym stanie jest temperatura graniczna poniżej której po prostu pada śmiertelnie. Możliwe, że w nocy było jeszcze zimniej i to przeważyło szalę.
A tak przy okazji to chciałem też opisać fenomen związany z różnicą temperatur zaobserwowałem na naszej posesji. Mamy bardzo duży budynek który skutecznie daje cień po północnej stronie, po obu stronach domu za oknami mamy termometry. Często obserwowaliśmy już różnicę pomiędzy temp w słońcu, a w cieniu w okolicach 10 stopni. Dzisiaj około 8.30 godziny różnica wynosiła około 18 stopni Celsjusza.
Widok od strony podwórza gdzie świeciło słońce + 1 stopień.
Widok os strony północnej, od ulicy: prawie - 17 stopni.
Sprawdziłem temperaturę jeszcze około godziny 10.00 i w słońcu wynosiła prawie + 6 stopni, a w cieniu bez zmian - 17. Zatem różnica temperatur po obu stronach budynku wzrosła do niebotycznych 23 stopni - to jak dotychczas rekord obserwacji.
Jeszcze tylko dwa zdjęcia martwego krajobrazu za oknem: pierwsze zdjęcie to widok na "cieplejszą" stronę,a drugie na północ. W sumie to jest brzydko, a kilka dni temu miałem sen, że jabłonka wypuściła zielone liście.
Subskrybuj:
Posty (Atom)