To niewiarygodne nie było jej równo przez osiem miesięcy, zaginęła dokładnie 15 maja 2012. Wspominałem o jej zaginięciu w jednym z postów: wtorek 22 maja 2012.
Dzisiaj o poranku odśnieżałem podwórze i miałem w planie pościnać kilka gałązek które rosną na śliwkach przy naszej bramie wjazdowej. Te gałązki haczę o dach Fiata Ducato i rysują lakier. Właśnie wychodziłem z domu z sekatorem do owych gałązek gdy za Fiatem pojawił się jakiś "czarny pies" - bardzo zmarznięty i przypłaszczony do ziemi, jakiś taki mały, pomyślałem, że to szczeniak bo miał takie duże łapy. Powiedziałem nawet - piesku skąd się tu wziąłeś, biedaku ?
Jednak coś mi nie grało i po dwóch, trzech sekundach przyszło olśnienie - TO DAISY - bardzo wymizerowana, dosłownie skóra i kości. Bardzo się wzruszyłem i byłem oszołomiony, jej powrót był tak niewiarygodny, że aż wydawał się nierealny. Przecież takie historie to tylko chyba w książkach opisują.
W pierwszym momencie Daisy prawie nie zareagowała na swoje imię, tak była zmarznięta i wycieńczona, ona niemalże się czołgała. Ale gdy szybko powiedziałem - chodźmy do domu - to ona podążyła za mną w stronę ganku. Szybko zaprowadziłem ją do kuchni na dole gdzie mam psie jedzenie. Zjadła małą puszkę karmy i trochę chrupek, zrobiłem jej ciepłe posłanie i włączyłem ogrzewanie w pomieszczeniu.
Gdy Aneta wróciła z zakupów w mieście to nie mówiąc jej za dużo powiedziałem jej aby ze mną poszła do kuchni na parterze, żeby zobaczyć coś w co nie uwierzy. Wystraszyłem ją nieco ale chciałem aby doświadczyła tego co ja widząc naszego psa po raz pierwszy po tylu miesiącach.
Obydwoje się bardzo wzruszyliśmy.
Z jednej strony jesteśmy szczęśliwi z jej powrotu. Ale jest nam przykro patrzeć, że Daisy jest tak wycieńczona: jest bardzo chuda, jest tak osłabiona, że tylko leży i drży, ma zaropiałe oczy. Mamy nadzieję, że wróci do zdrowia.
Zrobiłem jej kilka zdjęci komórką jak leży na posłaniu, gdy wstanie to dorobię ich więcej.
Amik i Kacerz jeszcze nie wiedzą, że Dejziarz wrócił. Będzie to też problem logistyczny bo Amik ma już drugą żonę - Lusie po tym jak "owdowiał" w maju. W każdym razie jakoś sobie poradzimy i będziemy musieli stworzyć zgrany tercet z tej grupy - Amik zyska, będzie bigamistą, będzie miał harem. Powoli po rekonwalescencji Daisy będziemy musieli przyuczyć Lusie i Daisy do życia pod jednym dachem.
Aktualizacja z godziny 20.00, 14 stycznia 2013.
Daisy zjadła kolację i chociaż nie wstawała z posłania to jadła z apetytem.
Niesłychana historia, ciekawe gdzie się biedny piesek tyle podziewał. Widać że ostatnimi siłami wróciła do domu. Mam wielką nadzieję, że szyko powróci do sił. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOby szybko wróciła do sił.
OdpowiedzUsuńAleż musi być szczęśliwa, że udało jej się do was dotrzeć.
Niesamowicie sie Wam nowy rok rozpoczyna!
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDobrze, że wróciła, wyobrażam sobie jak musiała cierpieć gdy nie mogła znaleźć drogi do domu. Pewnie ktoś ją przygarnął skoro tak długo przetrwałą.
OdpowiedzUsuńMoże po takich przejściach warto by z nią szybko pójść do weterynarza i kupić jakąś lepszą karmę, aby zregenerowała siły.
To wspaniała historia. Teraz tylko ciepło, jedzenie, wypoczynek i opieka weterynarza jeśli bedzie potrzebna. Sunia ma niezwykłą wole walki, jeśli wróciła. Kto wie przez co musiała przejść. Trzymam kciuki!
OdpowiedzUsuńSkoro leży i się telepie z wyczerpania, to opieka wet. jest pilnie potrzebna.
UsuńWitam wszystkich.
OdpowiedzUsuńDzięki za miłe komentarze, cieszy mnie, że zainteresowała wszystkich tak historia z naszym psem.
Konsultowałem się już z weterynarzem, Daisy dostała glukozę i witaminy. Aneta ugotowała dla niej rosół z ryżu, marchwi i filetów z kurczaka.
Pozdrawiam Wszystkich i mam nadzieję, że nasz pies wydobrzeje,
Tomek.
P.s.
Muszę chyba opisać dokładniej historię tego psa, bo to dzisiaj wszyscy czytają to tylko część jej przeżyć. Następny post w blogu będzie dokładniej opisywał Daisy.
OdpowiedzUsuńDzielna psina. Dziś to ona "wygrała w lotto" - udało jej się wrócić.
Kiedyś, dawno temu, naszej psicy nie było 11 dni - wszyscy poszaleli z radości. Nie próbuję sobie nawet wyobrazić Waszej radości.
Niesamowita historia,
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego,
a Daisy szybkiego powrotu do formy
Piękna i niesłychana historia, jest przemarznięta, widzę że ma krótką sierść, pewnie dojdzie do siebie, ale skonsultowałabym się z weterynarzem na waszym miejscu, po tym jak mój kotek dostał zapalenia płuc, a w konsekwencji umarł, wiem że warto szybko zadziać:-) ale też wybrać dobrego weterynarza, takiego, który nie powymyśla aby jak najwięcej zarobić, tylko takiego, który skonsultuje psa i zadziała tylko jeśli to konieczne. To cudowne, że Was pies si odnalazł, pamiętam jak Arrowka nie było dwa dni - myślałam, że zwariuję, jeździłam z ulotkami po całej okolicy, ale się znalazł. Miałam w dzieciństwie psa Amiego, mówiliśmy na niego Amik...
OdpowiedzUsuńJeżeli mogę Wam coś doradzić, to nie dawajcie jej przesadnie dużo spokoju, bądźcie z nią, mówcie do niej, głaskajcie ją, tak żeby nie uznała, że może się poddać i odejść na zawsze.
OdpowiedzUsuńAż nie chce się wierzyć. Teraz musi dojść do siebie bidula. Trzymam kciuki, żeby nic poza wycieńczeniem nie wyskoczyło. Tulanki dla Dejzika :*
OdpowiedzUsuńNie śledziłam na bieżąco i żałuję.
OdpowiedzUsuńCuda jednak się zdarzają! Bardzo się cieszę z Wami i z suczką.
Teraz trzeba trochę czasu, żeby doszła do siebie. Swoją drogą, ciekawe co się z nią działo ten cały czas. Mam nadzieję, że- pewnie traumatyczne przeżycia, przyćmi ciepło Waszych serc.
pozdrawiam!
Rzeczywiście piękna historia ale może lepiej, że nie wiecie co się z nią działo przez te 8 miesięcy. Czasem lepiej nie wiedzieć. Ważne byście zabrali pieska do weta musi zostać odrobaczony po bez tego łatwo nie dojdzie do siebie, do oczu kupcie Świetlika w aptece to koszt 8 zł i zakrapiajcie dwa razy dziennie, na pewno pomoże. Niech dobry wet ja zbada i niech zdrowieje jak najszybciej. Jeśli pies znalazł drogę do domu to znaczy że jesteście dobrymi ludźmi o których nie da się zapomnieć. Trzymajcie się i wy i piesek :)
OdpowiedzUsuń