Jak inni ludzie w Polsce walczą i o co im chodzi: www.stopwiatrakom.eu - porozmawiaj o wiatrakach.



wtorek, 15 stycznia 2013

Daisy - drugi dzień po powrocie.

Na początek może coś lżejszego, Amik i Lusia jako Dziadek Mróz i Mrozowa. Bo dzisiaj o poranku była wyjątkowo gęsta mgła i psy pokryły się szronem.



Teraz będzie nieco bardziej drastycznie choć wieje optymizmem bo rzecz dotyczy Daisy.
Daisy zesikała mi się na podłogę w gospodarczej kuchni ale chwile później udało mi się ją namówić na mały spacer gdzie zrobiła kolejne siku koło bramy, przeszliśmy jeszcze pod cisy ale tam tylko wąchała śnieg, następnie w drodze powrotnej przy narożniku domu "zasadziła solidnego kasztana" - że tak się wyrażę.
Ogólnie pies jest bardzo chudy jak już wspominałem, jest też jeszcze osłabiony jednak wydaje się być w o wiele lepszej kondycji niż wczoraj. Po pierwsze dla tego, że wstała i miała ochotę na wyjście na spacer, szła przy tym prawie całkiem poprawnie - nie chwiejąc się zbytnio. Co mnie bardzo wzruszyło - po powrocie ze spaceru kichała i kiwała głową w swój bardzo charakterystyczny sposób - ona zawsze tak robiła w chwilach radości, chyba czuje się szczęśliwa i bezpieczna ponieważ jest w domu.

Dziękuję wszystkim za liczne komentarze które otrzymałem do poprzedniego postu, to bardzo miłe, że historia naszego psa tak wszystkich porusza. Trudno jest mi jednak systematycznie odpowiadać na nie więc mam nadzieję, że nikogo nie obrażam moim brakiem odzewu.
Pragnę przy tym zapewnić też, że robimy wszystko aby psa przywrócić do zdrowia. 

Jak ktoś ma słabe nerwy to niech nie ogląda zdjęć zamieszczonych pod tym tekstem.






Aktualizacja z godziny 19.00

Daisy była dzisiaj na trzech spacerach, bardzo krótkich, tyle, że zdążyła załatwić swoje potrzeby.
Jest też mały sukces bo zjadła bardzo dużą kolację - jak na obecne realia. Co najważniejsze i najbardziej cieszy: kolacja to był pierwszy posiłek który zjadła na stojąco, wcześniej robiła to leżąc, ewentualnie w pozycji półsiedzącej.
Jutro chyba zawieziemy ją na "przegląd techniczny" do jej "ulubionej" przychodni.

Pozdrawiam wszystkich i jeszcze raz dziękuję za komentarze, postaram się odpowiedzieć przynajmniej na nie w najbliższych dniach. Wczoraj i dzisiaj byłem trochę uziemiony przy psie i przy robocie papierkowej którą mam zaległą, a której bardzo nie lubię. Swoją drogą to te papiery zajmą mi jeszcze wieczór lub dwa.

Tomek.

16 komentarzy:

  1. Biedactwo. Ale w cieple i z pełną miską powinna dojść do siebie. Może warto by wybrać się z nią do weta na " przegląd"...
    Pozdrawiam serdecznie
    Asia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz ona to lubi sobie pojeść, musi nabrać masy aby jej znów wiatr gdzieś nie porwał :)
      Pozdrawiam, Tomek

      Usuń
  2. Szkoda, że nie może opowiedzieć co sie z na działo przez tak długi czas.
    Jak mysle sobie, co czuje pies, który zostanie skradziony albo sie zgubi, jaki jest bezradny jeśli człowiek mu nie pomoże. Tym bardziej radują mnie takie historie pozytywnie zakończone.
    Teraz sunia potrzebuje czasu żeby nabrać ciałka i sił.
    pozdrawiam
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nieraz się zastanawiamy w rodzinie co mogło się z nią dziać ale niestety to już pozostanie tajemnicą. W każdym razie tam gdzie była musiało jej się nie podobać. I wykazała się wielką odwagą i determinacją decydując się na powrót do domu.
      Pozdrawiam, Tomek.

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Mamy taką nadzieję i z tego co widać chyba wszystko idzie ku dobremu.
      Pozdrawiam, Tomek

      Usuń
  4. Jak ma apetyt, to najwazniejsze. Trzymam kciuki za szybki powrot do zdrowia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za te kciuki :)
      Apetyt to ona ma za dwóch, chociaż wciąż wygląda jak Oświęcimiak. Jednak widać, że z każdym dniem nabiera sił.
      Pozdrawiam, Tomek.

      Usuń
  5. Witam,
    Daisy była dzisiaj z pierwszą po jej powrocie wizytą w przychodni i przeszła dokładne badania. Jej podstawowe dolegliwości oprócz oczywistego wygłodzenia i wyczerpania to stan zapalny w uszach i okolicach oczu. Jednak z tego co mówił lekarz to wydaje się, że powinno udać się to wszystko wyleczyć.
    Ostatecznie dostała kilka kolejnych leków po wyczerpaniu których muszę przyjechać z nią na wizytę kontrolną.
    Przez pierwsze dwa dni nie wiozłem jej do weterynarza ponieważ chciałem aby poczuła się bezpieczna i nabrała nieco sił. Odwiedziłem tylko przychodnię opisując jej stan i pobrałem podstawowe leki. Z lekarzem ustaliliśmy, że ją przywiozę gdy trochę będzie silniejsza. Powiem też, że mam pewne doświadczenia w temacie przywracania do życia podobnie wycieńczonych psów. Kilkanaście lat temu udało mi się odratować o wiele bardziej wycieńczonego i odwodnionego psa w porównaniu do Daisy.

    Dzisiaj nasz pies wydaje się być w coraz lepszej kondycji i ma dosłownie wilczy apetyt - to dobrze rokuje.

    Pozdrawiam wszystkich serdecznie,
    Tomek.


    OdpowiedzUsuń
  6. Mam nadzieję, że psinie odechciało się zwiedzania świata. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można zamówić przyczepianą do obroży tabliczkę z wygrawerowanym nr tel. Na allegro 20zł, a baby lubią biżuterię. :)

      Usuń
    2. Amik i Lusia mają takie od momentu jak zaginęła Daisy, teraz i dla niej zamówiliśmy.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  7. Macie jakieś podejrzenia co się z nią działo przez ten czas??? No i cieszę się z Wami, że jest lepiej:-)))

    OdpowiedzUsuń
  8. Co się z nią działo przez mienione 8 miesięcy pozostanie chyba na zawsze zagadką.
    Daisy w dniu gdy zaginęła wyszła wraz z Amikiem, wypuściliśmy psy jak to nieraz bywało, ubraliśmy im kagańce i pozwoliliśmy biegać luzem. Po pewnym czasie Amik wrócił, a Daisy nie było. Później szukaliśmy jej objeżdżając okolicę samochodem i na rowerze. Na drugi dzień rozwiesiliśmy w okolicy dużo ogłoszeń ze zdjęciem, powiadomiłem też okoliczne Straże Miejskie i schroniska o naszym psie ale mijał czas i nie było odzewu.
    Pewnego dnia we wiejskim barze gdy poszedłem na piwo dowiedziałem się od jednego "kolegi", że widział naszą Daisy martwą w lesie i przykrył jej zwłoki ziemią. W sumie słysząc jego słowa z jednej strony opowiedziana historia wydała mi się prawdopodobna, z drugiej strony czułem, że opowiada mi ją bo mu stawiam piwo.
    Sami często zastanawiając się nad tym co mogło się stać z Daisy, przypuszczaliśmy, że mogła dostać zawału i gdzieś paść martwa w okolicy bo nieraz się zdarzało, że wracała z kopania resztką sił, ledwo dysząc. Bo tu muszę wszystkim powiedzieć, że Daisy ma jedną, wielką namiętność - kopanie dziur ale niech sobie jej nikt nie porównuje z innymi psami. Dobrym porównaniem do jej aktywności są szkody wyrządzane w polach przez stado dzików. Ona kopie jak maszyna, pozostawiając po sobie wielkie spustoszenie, jej wydajność jest niewiarygodna, to po prostu trzeba zobaczyć na własne oczy bo zrozumieć skalę i ogrom jej pracy.
    Ale wracając do tematu, byliśmy w sumie przekonani, że ona na prawdę nie żyje, mówiłem nieraz, że ona jest pierwszą w powiecie ofiarą Karoshi (http://pl.wikipedia.org/wiki/Karoshi).

    Jej powrót był dla nas całkowitym zaskoczeniem, bo to było tak jakby wróciła z za grobu.
    Podziwiamy jej determinację, odwagę i szalony upór który pozwolił jej odnaleźć drogę do domu. Nieraz jak zastanawiamy się nad tym, że w sumie gdyby spóźniła się o parę godzin lub o jedną noc to z wycieńczenia skonałaby jakieś kilkaset metrów od domu i nigdy byśmy, nie wiedzieli, że wracała do nas z takim poświęceniem. To straszne, jak człowiek sobie to uzmysłowi.

    Zastanawiamy się też jak ona mogła tak przepaść jak kamień w wodę, przecież znała okolicę no i żyje o czym się przekonaliśmy. Hipotezy są dwie: po pierwsze wydaje się nam, że ktoś widząc ją samotnie biegającą po okolicznych łąkach mógł ją zawołać do swojego auta i zabrać ze sobą bo myślał, że to zagubiony lub bezdomny pies. W sumie Daisy jest bardzo towarzyska, lubi ludzi i ma fioła na punkcie jazdy samochodem - potrafi wejść do każdego auta gdy ją ktoś zaprosi.
    Druga hipoteza jest taka, że mógł ją ktoś wywieźć złośliwie daleko od domu. Pomimo jej łagodnego charakteru wiele osób mogło mieć nam za złe, że tak duży pies czasami biega luzem. Jednak druga z hipotez wydaje się nam mniej prawdopodobna bo po zaginięciu naszej Daisy wiele z osób z naszej wsi starało się pomóc nam odnaleźć psa.

    Pozdrawiam, Tomek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dodam tylko, że przypuszczamy, że ktoś przez kilka miesięcy musiał trzymać ją w swoim domu lub obejściu. Zapewne ją karmił i opiekował się bo inaczej na wolności by nie przeżyła.
      Jednak Daisy musiała cały ten czas bezustannie myśleć o powrocie do nas i przy pierwszej nadarzającej się okazji uciekła od swojego nowego właściciela. Nie wiem jak długo się błąkała i skąd przyszła szukając drogę do domu ale przypuszczam, że szła kilka tygodni. Bardzo zmizerniała i schudła szukając nas i doszła resztką sił, dosłownie na pięć minut przed śmiercią.
      Baliśmy się nawet, że ona nie przeżyje, że nas odnalazła i umrze w domu. Ale ona ma się coraz lepiej i choć wciąż jest bardzo słaba to jednak każdego dnia wygląda lepiej.

      Usuń