Sądziłem, że nie nadarzy mi się już okazja aby pisać o tegorocznej zimie. Niestety ona nie ustępuje, wciąż pomimo upływającego czasu jesteśmy przysypani śniegiem. Łudziłem się, że przyjdzie odwilż ale jak do tej pory na marne. Gdy wyjrzę z okien to tylko biel widać, dzisiaj nawet mi się nie chciało odgarnąć świeżego śniegu, mam domową niedzielę, nawet nie wychyliłem nosa na podwórze.
Długa zima męczy wszystkich, nawet widok bielszego śniegu niż w mieście już nie cieszy, podejrzewam, że i górale wymiotują już na widok śniegu. Niemal od dwóch miesięcy aż do dzisiaj mamy mrozy i śnieg. W tym były dwa tygodnie bardzo ciężkich mrozów, gdzie temperatura spadała znacznie poniżej -20'C. Chcę wspomnieć o moich rodzicach, a w szczególności mamie która pilnowała aby nie zamarzł układ ogrzewania w hali warsztatu. Niestety warsztat nie jest dobrze zaizolowany cieplnie i z tego powodu należało ciągle podkładać do pieca. Moja mama w tym czasie zarwała wiele nocy chodząc do zakładu co kilka godzin żeby dołożyć opału. Ja niestety mieszkam za daleko aby osobiście dojechać i popilnować pieca w nocy. Szczęśliwie duże mrozy ustąpiły, mam nadzieję, że na dobre.
Podczas gdy najwięcej padało i były mrozy w mieście moich rodziców straż miejska zaciekle ściga właścicieli posesji czy aby należycie odśnieżają chodniki i czy dbają żeby z ich budynków nie zwisały sople. Robią zdjęcia i lepili mandaty. Jakoś dziwnym trafem zaniedbane są najbardziej posesje zarządzane przez miasto i tych nie fotografują - ciekawe dla czego ? Podobny fenomen dotyczył też kościoła który mieści się przy jednej z ulic prowadzących do rynku. Chodnik okalający kościół przez blisko dwa miesiące był niemożliwy do przejścia, wiodła przezeń jedynie wąska , wyboista ścieżka wydeptana przez przechodniów. Na parafii jest chyba z sześciu chłopów którzy zapomnieli o swoim zakichanym obowiązku, a straż nie śmiała im przypomnieć. A jak by tego chodnika było mało to w kościele zamarzły kaloryfery bo ktoś zaspał i nie podłożył w kotłowni.
Mijający czas upływa w naszej wsi pod znakiem odśnieżania posesji. Obydwoje z żoną staramy się walczyć o to aby dało się utrzymać ganek, podwórze i podjazd wolnym od śniegu. Ja na wojnie utrzymujemy przyczółki. Nasz dom podczas ostatnich tygodni odniósł kilka ran. Najgorsze o dziwo nie przydarzyło się podczas wielkich mrozów lecz w czasie krótkich odwilży. Na początku od strony ogrodu spadający z dachu śnieg z lodem oberwał jedną z lamp oświetlających podwórze, uszkodził antenę satelitarną. Siła upadku śniegu była tak duża, że aż zatrzęsło budynkiem, mamy dużą powierzchnię dachu. Dwa dni później o godz 05.15 w czwartek mieliśmy niezwykłą pobudkę. Śnieg z ogromnym hukiem zaczął spadać od strony ulicy, trwało to kilka sekund. Potężne zwały spadły na przyłącze prądowe, myślałem, że zerwało druty, sypialnię rozjaśnił silny i jasny błysk, druty się zwarły i zaiskrzyły, zgasł zegar na szafce nocnej. Baliśmy się, że śnieg mógł zawalić nasz nowy ganek, na szczęście jego silna konstrukcja przetrwała. To zasługa mojego taty który wykonał elementy ciesielki z dużym zapasem. Spadający śnieg zasypał nam prawie połowę podjazdu, na szczęście auto odstawiliśmy na tyle daleko, że nie zostało uszkodzone. Po dramatycznej pobudce zostaliśmy bez prądu, około siódmej rano zadzwoniłem do pogotowia energetycznego, okazało się, że w wyniku spięcia wypalił się bezpiecznik na transformatorze we wsi, najważniejsze, że ostatecznie nie uszkodziło naszego przyłącza. Rano dodatkowo stwierdziłem, że spadający śnieg zerwał jedną z rynien od strony ulicy. Mieliśmy z żoną trochę odśnieżania podjazdu i byliśmy niewyspani, mam nadzieję, że ubezpieczalnia pokryje mi koszty rynny.
Oby do wiosny !
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz