Roztopy w ostatnich dniach spowodowały nie tylko piękne rozlewiska ale i przyniosły problemy. Ludzie ze wsi bardzo często przychodzili w okolice naszego domu obserwować z mostu pobliską rzeczkę i tamę. We wsi woda podtapia kilka gospodarstw, strażacy już drugą dobę wypompowują wodę z zalanych miejsc próbując zapobiec dostaniu się jej do domów i zabudowań. Na szczęście od dzisiejszego poranka woda w rozlewiskach wyraźnie opada, niestety nie wiadomo co przyniesie dzisiejsza noc ponieważ zaczął padać silny deszcz.
W naszym domu wczorajszego wieczora w sobotę dostrzegłem przesiąkającą wodę do piwnicy. Woda rozlała się w miejscu gdzie składujemy węgiel, pojawiły się też ślady przesiąkania w innych częściach piwnicy. Razem z żoną zabraliśmy się do ratowania dobytku i porządkowania w piwnicy. Odstawiliśmy niektóre z przedmiotów z podłogi na wyższe miejsca, spakowaliśmy węgiel do worków i przenieśliśmy w suche miejsce, zebraliśmy wodę do wiader i wynieśliśmy ją na dwór. Ja dodatkowo pojechałem do miejscowego marketu aby kupić automatyczną pompę zanurzeniową którą osadziliśmy w studzience odpływowej przy budynku. Udało mi się zdobyć dosłownie ostatnią, tego dnia sprzedano ich kilkadziesiąt ponieważ również innych zaczęło podtapiać w okolicy. Przez ostatnie dwa lata od naszego wprowadzenia się pompa nie była potrzebna jednak teraz musieliśmy ją kupić i pracuje nieprzerwanie drugi dzień.
Niestety nasze sobotnie wybieranie wody nie przyniosło wiele efektu, w niedzielę o poranku kałuże w piwnicy były większe. Wszystko to za sprawą zalegających zwałów śniegu i lodu dookoła domu, zwłaszcza od strony północnej. Śnieg topniejąc tak nasączył grunt przy budynku, że aż woda zaczęła przesiąkać w piwnicy przez szczeliny w posadzce. Zdecydowaliśmy, że usuniemy śnieg. O pomoc poprosiłem kolegę, pożyczyłem też dwie taczki we wsi, swoją taczkę przywiozłem od rodziców, zebrałem też kilka łopat. Podczas gdy ja z kolegą wywoziliśmy śnieg moja żona wybierała wodę z piwnicy. Odśnieżaliśmy od około 10.00 do obiadu. Śnieg był wyjątkowo ciężki i mokry. Po obiedzie dojechali moi rodzice do pracy włączyli się wszyscy mężczyźni w sile trzech osób no i nasze dwie panie które też dzielnie walczyły łopatami. Trzy taczki krążyły nieprzerwanie przez kilka godzin. W pewnym momencie wydawało się, że praca zostanie nam jeszcze na poniedziałek ale szczęśliwie udało się dzisiaj wywieźć wszystko. Wywieźliśmy w sumie kilka ton śniegu, w rowie przy ulicy i na skarpie nad rzeczką zebrały się dwie spore hałdy "dziadostwa".
W sumie to trud się opłacił ponieważ dzisiaj tępo przesiąkania do piwnicy zmalało. Ogólnie wybraliśmy w niedzielę 27 wiader wody, każde po około 22-25 litrów - całkiem sporo. Mam nadzieję, że deszcz nie zniweczy naszych wysiłków i jutro wody będzie mniej.
Jesteśmy trochę zmęczeni, żonie nawet coś łupnęło w kręgosłupie i bolą ją plecy przy niemal każdym ruchu - cóż człowiek nie młodnieje z wiekiem. Mam nadzieję, że z tymi plecami to nic poważnego.
Jeszcze jedno, jutro w poniedziałek przyjeżdża do nas ktoś z PZU aby oszacować szkody związane z zerwaną przez opad śniegu rynną o której już wcześniej wspominałem na jednym z wpisów.